Oddaj to zdjęcie!

83 3 0
                                    


Zuzanna

Nie mogłam dziś spać. Wstałam rano i pojechałam na zajęcia do mojej kuzynki. Ucieszyła się, że mnie zobaczyła, ale nie omieszkała skomentować zbyt długiej absencji. Chciałam przestać myśleć o nim. O jego smsach... o propozycjach. Wyglądają na niewinne nic nieznaczące w sensie romantycznym koleżeńskie spotkania, a jednak cieszę się jak głupia i z ekscytacji nie mogę sobie znaleźć miejsca. Gdy grupa podnosi nogi do góry, ja wciąż robię przysiady. Kuzynka patrzy na mnie i gani mnie wzrokiem. Myśli, że się obijam a przecież przysiady są o wiele cięższe niż jakieś tam machanie nogą. Dołączałam szybko do grupy i powtarzam sekwencje ruchów. Noga zgięta ,wykop w prawo, następna noga i to samo. Wszystko w lekkim przysiadzie.

Po zajęciach biegnę do sklepu piszę szybkiego smsa Monice, że nie musi się martwić o obiad dla mnie i dla Wiktora. Wiktor to nasz kolega z liceum. My zdecydowałyśmy się zostać w Warszawie po studiach a Wiktor wrócił do naszego rodzinnego miasta Płocka. Średniej wielkości miasto, kameralne, z pięknym wzgórzem tumskim, zabytkową katedrą i najszerszą Wisłą. Wiktor jest dietetykiem i oczywiście prowadzi zdrowy styl życia. Jeśli zacznie swoją tyradę to palnę go w łeb. Cała nasza trójka przez pięć lat mieszkała razem a gdy Wiktor wrócił do Płocka z Moniką nie mogłyśmy się odnaleźć w tym samym mieszkaniu i nie mogłyśmy znaleźć lokatora w zamian za naszego ukochanego przyjaciela. Postanowiłyśmy, więc wynająć mieszkanie trzypokojowe, ale trzeci pokój jest malutki i rzadko tam przebywamy. Stoi tam wielka kanapa i telewizor, a pomiędzy mały niski stolik z palet, który przywiozłyśmy ze starego mieszkania. To pomysł Wiktora. Jak dorabiał w hurtowni, to zniósł do domu dwie palety. Ja pomalowałam je na biało a Monika przywiozła z domu oszlifowaną szybę, która była blatem stołu. Na imprezach sprawdza się idealnie. Miał przyjechać jakoś o dwunastej, a była dopiero dziewiąta, więc miałyśmy szmat czasu, być coś wczarować w kuchni. Wróciłam do domu obładowana zakupami a Monika oczywiście już się malowała. To był jej poranny nawyk, kawa i makijaż.

– Już lecę!– krzyknęła jak poparzona.

– Spoko, poradzę sobie– odkrzyknęłam, ale Monika biegła już do mnie z pomalowanym jednym tylko policzkiem na różowo.

– Monia daj spokój, przecież umiem włożyć rzeczy do szafki.

Przewróciłam oczami na znak, że mnie irytuje jej zachowanie.

– Ty zrobiłaś zakupy ja porozkładam wszystko. To, co w końcu robimy? Pizzę czy lasagne?

– Pizzę– wyszczerzyłam zęby w uśmiechu. Gdy Wiktor z nami mieszkał praktycznie, co tydzień jedliśmy pizzę, własnoręczne robioną. Jak nie mieliśmy kasy to głównym składnikiem była cebula i zwykła kiełbasa a sera dawaliśmy tylko odrobinę dla smaczku. Gdy powodziło nam się lepiej, to składników na pizzy przybywało. Dziś zdecydowanie nasza sytuacja finansowa jest całkiem niezła, więc pizza będzie na wypasie. Co tylko Wiktor zechce to będzie to miał. Kupiłam naprawdę sporo różnych smaczków.

– Ok, to ja lecę pod prysznic– krzyknęłam i poszłam do łazienki. Wrzuciłam spocone urania do kosza na brudną bieliznę i wskoczyłam pod prysznic, dziś zdecydowanie użyłam chłodnej wody, musiałam ochłonąć. Zastanawiałam się czy Aleksander dał radę zawieźć wszystkie dokumenty. Było dopiero, po dziewiątej, ale chciałabym wiedzieć czy musze się porządnie ogarnąć i pojechać do tych wpływowych i bogatych klientów osobiście. Nie chciałam tracić za dużo czasu na prysznic, więc po dosłownie pięciu, no może siedmiu minutach wyskoczyłam z łazienki w ręczniku i wpadłam prosto na Aleksandra. Zupełnie jakbym ściągnęła go do siebie myślami. Oniemiałam na jego widok, wyglądał zdecydowanie lepiej niż wczoraj.

W obiektywie miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz