Nie znosiłam października. Zanim przyszłam do Hogwartu, mówiłam, że październik to zapychacz. We wrześniu był powrót do szkół i przedszkola i w ogóle do cywilizacji. W listopadzie było Halloween ( w sumie koniec października ale to już prawie listopad ) i święto zmarłych, i już wstępnie zaczęły wchodzić do sklepów prezenty na święta. W grudniu Boże Narodzenie, Sylwester i nowy rok. A październik? Taki zapychacz żeby jesień nie była za krótka. Nudny miesiąc.
Jednak teraz miało się to dla mnie zmienić, ponieważ co roku w październiku w Hogwarcie startował nowy sezon gry w quidditcha.
Flint dużo z nami trenował i choć na początku nie podobała mi się ta wizja częstych treningów, to z każdym treningiem byłam coraz lepsza i coraz więcej strzelałam punktów. Marcus nie mógł się oprzeć od zachwalania mnie.
Dziś mieliśmy zagrać pierwszy mecz, przeciwko Krukonom.
Marcus właśnie wygłaszał swoją przemowę.
- Słuchajcie, kochani. Mamy naprawdę świetną drużynę. W zeszłym roku puchar wygrali gryfoni, przez swojego szukającego Harrego. Jednak nasz Draco Malfoy, wierze, że może mu podołać. Dziś złap znicza, Draco, ale dopiero gdy wbijemy 50 punktów.
- Jasne. - zgodził się Malfoy-idiota.
- Mamy świetnego obrońcę Miles'a. Miles, wierzymy w ciebie. Daj z siebie wszystko w tym roku. - poprosił Flint, na co Miles się zgodził. - Nasi pałkarze tez niezawodni. Liczę na was. No i nasze dziewczyny, Hayley, Nicole, naprawdę jesteście najlepszymi ścigającymi, jakich kiedykolwiek miałem w drużynie. A jestem już naprawdę długo tym całym kapitanem.
- Nie zachwalaj nas tak, bo nam ego wyjebie i się nie skupimy na grze. - powiedziałam.
- Damy radę. Naprawdę w to wierzę. - powiedział Flint.
- Będzie dobrze, Marcus. - powiedziała Hayley.
Wyszliśmy na boisko. Byłam niesamowicie zestresowana. Widziałam na trybunach Harrego, Rona i Hermionę. Przyszli mi kibicować. I choć dla Harrego to było trudne, że miał kibicować drużynie Draco Malfoya ( nie dziwie się ) to zrobił to dla mnie. Po drugiej stronie trybun widziałam moją siostrę. Ubrała mój szal w barwach Slytherinu. Skąd ona wzięła mój szal?! Złodziejka, muszę sobie z nią porozmawiać po meczu. Widziałam tez nauczycieli. Profesor Snape był zestresowany, zależało mu na naszym zwycięstwie. I profesor Mcgonagall pogodnie nastawiona siedząca tuż obok komentującego Jordana.
Po wypuszczeniu piłek przez Madame Hooch zaczęliśmy grę.
Na początku szło nam dobrze. Rozgrywałam razem z Flintem, na końcu podałam do Hayley i ona bezbłędnie trafiła.
- Slytherin już na starcie zdobywa 10 punktów! Widać nowy nabór Marcusa Flinta był trafny!! - skomentował Jordan.
Tym razem Hayley podała do mnie, jednak wyprzedziła nas ścigająca z Ravenclaw. Odebrała nam kafla, jednak nic straconego.
Razem z Hayley ją otoczyłyśmy. Była zdezorientowana i chciała jak najszybciej oddać komuś kafla. Przerzuciła go do najbliższej koleżanki z drużyny, jednak ja byłam szybsza i go przechwyciłam. Dzięki temu byliśmy z kaflem tuż przy obręczy krukonów, wiec bezbłędnie trafiłam. Tak, jakby wcale nie było obrońcy. A przecież był.
- Slytherin 20 punktów w niecały kwadrans meczu! Flint, twój nabór był bezbłędny. Czego niestety nie można powiedzieć o Rogeru Davis'ie, kapitanie krukonów. Wasz pałkarz jest beznadziejny. - powiedział Jordan.
Mogłam prawie usłyszeć jak Mcgonagall szturcha go ramieniem i wyzywa za tę uwagę.
- Przepraszam, pani profesor. - powiedział do mikrofonu śmiejąc się Jordan.
CZYTASZ
Dzisiejsza Uczennica Hogwartu: Sekret Ojca
FanfictionJedna z pięciorocznych uczennic, szlama, jest trochę za bardzo do przodu. Jako iż jej rodzice są mugolami wie co to telefon, i nie boi się go każdego roku przemycać do Hogwartu. Nauczyciele często sobie z nią nie radzą, jednak zawsze to profesor Sna...