Minęło już sporo czasu od wiadomości Voldemorta. Wszyscy biegli we wszystkie strony, przygotowywaliśmy się do bitwy. McGonagall nawet pozwoliła Seamusowi wyrzucić wszystko w powietrze jak będzie trzeba ( bardzo się ucieszył, w końcu to jego specjalność ).
Ja znalazłam Harrego, Rona i Hermionę przy wierzy Ravenclaw.
- Harry? Czy znalazłeś to, czego szukaliśmy? - spytałam.
- Tak. To diadem, Luna miała racje. - powiedział Harry.
- Czym go zniszczymy? Nie mamy już miecza. - powiedział Ron.
- Nie macie juz miecza Godryka Gryffindora? - spytałam zdziwiona.
- Długa historia, kiedyś ci opowiemy. - powiedziała Hermiona.
- A może da się go zniszczyć kłem Bazyliszka, tak jak dziennik Toma Riddle'a. Ja i Hermiona możemy iść go poszukać. - powiedział Ron.
Harry skinął głową i oddał im diadem.
- Harry, co robimy teraz? Jesteś gotowy do walki? - spytałam.
- Oni już walczą? - spytał mnie.
- Tak, na dole, przed zamkiem. - powiedziałam.
- Są już ranni? - spytał.
- Tak...
- A czy... no wiesz, ktoś już nie żyje? - spytał.
- Nie wiem. - szepnęłam.
Harry natychmiast udał się schodami w dół, a ja popędziłam zaraz za nim.
- Muszę zobaczyć kto nie żyje. Hermiona i Ron tam byli? - spytał.
- Nie wiem może zaraz tam pójdą. - powiedziałam.
Na schodach spotkaliśmy Ginny. Harry nie mówiąc ni słowa pocałował ją.
- Ginny.... - powiedział odrywając się od niej.
- Wiem. - powiedziała i pobiegła w swoją stronę.
Chwyciłam Harrego za ramie.
- W porządku? - spytałam.
Potter skinął głową i udaliśmy się do Wielkiej Sali, gdzie złożono rannych i tych co już padli trupem. Pierwsze co zauważyliśmy to Lavender Brown chowaną przez Parvati Patil i profesor Trelawney. Lavender i Parvati zawsze chodziły na herbatki do profesor Trelawney. Nawet pamietam naszą wspólną lekcje, gdzie Lavender wywróżyła sobie, ze szybko zginie i zaczęła płakać. Może dobrze przepowiedziała przyszłość? Przeszedł mnie dreszcz.
- Biedna Lavender. - szepnęłam.
- Widziałem z Hermioną jak wilkołak ją mordował. - powiedział Harry.
Przeszedł mnie jeszcze większy deszcz. Przeszliśmy dalej. Profesor Slughorn był ranny, ale żył. Było mnóstwo rannych tutaj, a co dopiero przed szkołą gdzie wciąż toczyła się walka. Zauważyłam Rona stojącego nad czyimś ciałem.
- Hej, spójrz to Ron. Nie mieli iść szukać kła Bazyliszka? - zdziwiłam się.
Harry wziął mnie za rękę i podeszliśmy bliżej. Nie tylko był tu Ron, byli tez George, Hermiona, Molly, Arthur i Ginny. A i nawet Percy Weasley. Wychyliłam się by spojrzeć nad kim rozpaczają. Serce mi na sekundę stanęło gdy zobaczyłam Freda bez życia. Ron uklęknął przy bracie, ujął jego twarz w dłonie i zaczął płakać na cały głos. George wyglądał jakby również stracił życie tylko wciąż stał i oddychał. Stracił coś więcej niż swój żywot, stracił swoją drugą połówkę, bez której jego życie nie miało sensu. Ginny wyglądała jakby chciała umrzeć, jakby miała usiąść i zacząć czekać na śmierć. Było mi ich tak szkoda. Zaczęłam płakać i od razu podeszłam do Ginny tuląc ją.
- Przykro mi. - powiedziałam nie mogąc powstrzymać łez.
Ginny wciąż patrząc pustymi oczyma na zmarłego brata odwzajemniła mój uścisk.
- Wszystko będzie dobrze, Ginny. - powiedziałam płacząc.
Ginny tylko ledwie skinęła głową. Wyglądała jakby już nic w niej nie było. Jakby była zmarła ale stała. Jakby była bezduszna ale wciąż żyła. Ja płakałam w jej ramionach nie mogąc już patrzeć na Freda, a ona nie. Nie miała już w sobie łez, to chyba nawet gorsze niż jakby leżała i płakała jak Ron. Ona już nie czuła. Wyglądała trochę jak wampiry z seriali, które wyłączają uczucia by już nic nie czuć. Wtedy Harry do nas podszedł i odsunął mnie od Ginny.
- Nicole, chodź coś zobaczyć. - powiedział. Tym razem i Harry wyglądał jakby przeżył traumę. Wziął mnie za rękę i poprawił mnie do kolejnych trupów. Moje serce wyskoczyło mi z piersi. Na podłodze leżał Remus Lupin, zmarły a tuż obok niego Tonks. Poczułam się gorzej niż zle. Czułam jakbym miała zemdleć. Tylko nie oni. Oni byli dla mnie czyms więcej niż rodzina.
- Nie, nie, nie, nie! - krzyczałam. Padłam na kolana i złapałam Remusa rękę. Zaczęłam krzyczeć i płakać jak dziecko. Jak dziecko, które jest głodne ale nie może mówić. Zaczęłam krzyczeć na cały świat i wszechświat bo to ich wina. Nie wiem ile tak klęczałam i krzyczałam ale Harry po jakimś czasie pomógł mi wstać.
- Przepraszam. - powiedział.
- Ty? Za co? - spytałam.
- Oni wszyscy nie żyją przeze mnie. - powiedział.
- Nie, Harry, przestań. - powiedziałam.
- Już nikt więcej przeze mnie nie umrze. Muszę się udać do lasu. - powiedział i ruszył w stronę wyjścia. Ja szybko pobiegłam za nim.
- Harry! Harry! co ty chcesz zrobić?! - krzyczałam za nim.
- To co muszę.
Pojawiła się przy nas Hermiona.
- Zniszczyliśmy diadem. - powiedziała zapłakana. - Dokąd idziesz, Harry?
- Już więcej nikt za mnie nie umrze. Muszę do niego iść. Sam się z nim rozliczę.
Hermiona rzuciła się na niego.
- Dobrze, zaraz pojdziesz, ale najpierw chodź coś zobaczyć. - powiedziała i pociągnęła go za rękę. Skinęła do mnie bym poszła z nimi.
CZYTASZ
Dzisiejsza Uczennica Hogwartu: Sekret Ojca
FanfictionJedna z pięciorocznych uczennic, szlama, jest trochę za bardzo do przodu. Jako iż jej rodzice są mugolami wie co to telefon, i nie boi się go każdego roku przemycać do Hogwartu. Nauczyciele często sobie z nią nie radzą, jednak zawsze to profesor Sna...