U Pani Pomfrey

182 8 0
                                    

Po woli otworzyłam oczy. Nie leżałam na trawie na boisku quidditcha. Byłam w skrzydle szpitalnym, u pani Pomfrey.

Przed moimi oczami nikogo nie było, aż do momentu gdy uniosłam głowę wyżej. Nade mną stał Oliver Wood. Wymieniał kwiaty przy moim łóżku.

Wood ze starymi kwiatkami usiadł na krześle przy mnie. Popatrzył na mnie zakłopotany.

- Bardzo się cieszę, ze w końcu się obudziłaś. Zaraz pójdę po panią Pomfrey. - powiedział.

Nie miałam siły odpowiedzieć. Skinęłam wiec tylko głową.

- Jak się czujesz? - spytał i to chyba naprawdę zatroskany.

Odchrząknęłam by przygotować się na rozmowę.

- Lepiej. - przyznałam bo nie czułam jakiegoś strasznego bólu, jedynie w kręgosłupie, jakby miał wyskoczyć i żyć swoim życiem, ale oprócz tego to spoko. - Jak się skończył mecz?

Oliver spuścił wzrok.

- Nic nie przegapiłaś. Mecz się skończył razem z twoim upadkiem. Mecz został anulowany. Będzie dogrywka po świętach. - oznajmił.

Hm, to chyba dobrze? Choć no nie wiem, bo z tego co pamietam to chyba Slytherin wygrywał. Chociaż teraz wolałabym żeby oni wygrali, skoro wiem, jak bardzo Oliverowi na tym zależało.

- Bardzo cię... bardzo mi przykro z powodu tego, co się stało. Strasznie cię przepraszam, ja.... ja nie chciałem ci tego zrobić. - powiedział nagle Wood. Widziałam, ze chyba łezka mu się zakręciła w oku.

- W porządku. Wiem, ze nie zrobiłeś tego celowo. - powiedziałam, ale nie byłam pewna czy tak było. Chciałam żeby potwierdził, ale on jedynie spuścił wzrok.

Przerwała nam pani Pomfrey.

- Dziecko kochane! Nareszcie żeś się obudziła! Na Merlina, wszyscy czekaliśmy! Widzisz, Wood? Akurat na ciebie trafiło! - powiedziała pielęgniarka.

- Tak, tak..

- Czemu żeś mnie nie zawołał?

- Miałem właśnie zamiar...

- Idź na lekcje, masz teraz transmutacje z tego co wiem. Miałeś tylko wymienić kwiaty i lecieć. zmykaj mi i to już!

Oliver uśmiechnął się do mnie, obiecał, ze po lekcjach do mnie zajrzy i wyszedł ze skrzydła szpitalnego.

- Myśleliśmy już, ze się nie obudzisz. - powiedziała pani Pomfrey zmieniając mi opatrunki. - Chociaż ja nie, ja wiedziałam, ze moje metody się sprawdzą.

- Czemu tak myśleli, ze się nie obudzę? Jak długo tu leżałam?

Myślałam, ze minęło kilka godzin, maksymalnie następny dzień rano.

- No jak to, jak długo? Calutki tydzień.

Wystraszyłam się tego.

- TYDZIEŃ? Jak to tydzień? Nie byłam aż tak wysoko od ziemi...

- Kochanie, byłaś! Twój upadek był okropny. Niestety nikt nie zdążył zareagować...

Aha.

- ... dużo osób cię tutaj codziennie odwiedzało, już miałam ich szczerze dosyć! - kontynuowała pani Pomfrey.

- Tak, a kto? - spytałam.

- Ano, różne osoby. Z różnych domów nawet. Kilka dziewczynek z Slytherinu. No i twoja drużyna. Harry Potter ze swoimi znajomymi. Twoja siostra, ona tez często tu bywa. Nawet nauczyciele czasem przychodzili. Madame Hooch bardzo się przejęła, w końcu to pod jej okiem! Profesor Mcgonagall również, bywa tu co drugi dzień. Nawet raz był sam dyrektor Hogwartu! Ah no i ten Snape bywa nawet. Lupin tez był kilka razy. Pyta o ciebie.

Dzisiejsza Uczennica Hogwartu: Sekret Ojca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz