Fałsz

116 5 1
                                    

Dzień przed walentynkami ( choć chyba nikt o tym nie pamiętał aha ) odbył się nasz mecz. Slytherin przeciwko Ravenclaw.

Odpuściłam sobie w szatni mowę bo oni i tak mieli ją gdzieś. Wiedzieli, ze ich sobie cenie i nie musieli tego słyszeć przed każdym meczem. Wyszliśmy z szatni zestresowani. Podałam sobie rękę z kapitanem Krukonów i na gwizdek Madame Hooch ruszyliśmy
do boju i jak zawsze stres z nas spłynął.

Początek był spokojny. W pierwszych dziesięciu minutach zdobyłam punkty. Lee Jordana już nie było w szkole, a był on niezastąpiony. Nie znam dzieciaka co komentował ten mecz, ale był to Gryfon wiec wcale mi się to nie podobało bo był po stronie Ravenclaw.

W pierwszej godzinie meczu, Bradley ściągający Krukonów zmanipulował kafla, by ten obiegł naszego obrońcę i przeleciał przez obręcz. Oczywiście ja zauważyłam jak chował różdżkę do kieszeni i zdziwiłam się, ze nikt nie zareagował. Podleciałam wiec do Madame Hooch. Opowiedziałam jej co się stało. Pani zastopowała mecz za zgodą kapitanów i sprawdziła jakie zaklęcie ostatnio rzucił różdżką Bradley. Okazało się, ze miałam racje.

- Jest to faul, Fałsz, panie Bradley. - powiedziała Madame Hooch.

- Jak to fałsz?! - zbuntował się.

- Ściągający nie mogą manipulować kaflem w żaden sposób a już tym bardziej za pomocą magii!! Powinien pan zostać zdyskwalifikowany. - powiedziała. - Wracajcie jednak na miotły. Rzut karny dla Ślizgonów!

Ja wykonałam rzut karny, który przyniósł nam dodatkowe dziesięć punktów. Niedługo po tej nieprzyjemnej przerwie, Dracon złapał znicza i wygraliśmy.



Slytherin świętował na całego na dole, ale ja nie miałam siły na imprezy. Z jednej strony cieszyłam się na jutrzejsze walentynki. Miałam rozdać pocztę walentynkową do prefektów każdego domu. Cieszyłam się, w końcu to był mój pomysł. Z drugiej jednak strony było mi przykro, bo przypomniało mi się, ze ja nie mam walentynki.

Wstałam z łóżka i napisałam krótki list do Olivera. Nie wyznałam mu miłości, ale chciałam by o mnie pamiętał jutro. Życzyłam mu udanych walentynek i z Proroka Codziennego dowiedziałam się, ze akurat jutro mają mecz wiec życzyłam mu powodzenia. Udałam się do sowiarni.

- Lano, proszę, Oliver musi dostać to jutro. - powiedziałam.

Moja sowa skinęła głową. Uwielbiam ją. Musiałam wrócić do dormitorium przechodząc przez pokój wspólny gdzie była impreza. Chciałam zrobić to niezauważona, niestety zaczepił mnie jakiś pierwszoroczniak.

- A ty jesteś naszym kapitanem! Byliście świetni dzisiaj! Kocham cię! - powiedział.

Uśmiechnęłam się zakłopotana.

- Dziękuje.

- W przyszłości chce być taki jak ty.

- To urocze, jednak naprawdę średnio się czuje i chciałabym wrócić do siebie. - powiedziałam.

- Rozumiem. Jesteś moją idolką, Nicole Walker. - powiedział.

Przytuliłam go i uciekłam na górę.



Od rana wstałam i byłam podekscytowana. Szybko udałam się po kolei do każdego z kartonów i za pomocą magii posegregowałam mnóstwo kopert z walentynkami domami. Udałam się na samym początku do Padmy Patil. Przekazałam jej kartki dla Krukonów. Następnie udałam się do prefekta Puchonów. Szybko potem przekazałam kartki Hermionie dla Gryfonów i na samym końcu musiałam znaleźć te wredoty z mojego domu. Niestety Malfoy natknął mi się szybciej niż Pansy.

- Masz. - podałam mu kartki.

- Co to?

- No walentynki dla Ślizgonów. Jako prefekt im je rozdasz na prośbę profesor McGonagall. - powiedziałam.

Dzisiejsza Uczennica Hogwartu: Sekret Ojca Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz