Hermiona obudziła się pierwsza, czyli dzień jak co dzień. Usiadła przy dużym fortepianie w swojej sypialni i zaczęła czytać książkę. Zdążyła przeczytać całą, a jej mąż dopiero co przewracał się na drugi bok. Następnie udała się do kuchni i zrobiła sobie kawę i śniadanie. Przeczytała Proroka Codziennego i dopiero wtedy poszła obudzić Rona.
- Ale mi się nie chce wstawać. - mruknął Ronald.
- Ja zaraz muszę wychodzić do pracy, zrób sobie śniadanie. A czy ty dziś idziesz do George'a i do sklepu? - spytała go.
- Hm, nie wiem, a przyszła jakaś sowa? - spytał Ron nie otwierając oczu.
- Sowy przylecą za godzinę, jak zawsze. - powiedziała Hermiona. - Masz je odebrać i odpisać na wszystkie listy. Chyba, ze jakieś byłyby konkretnie zaadresowane do mnie, wtedy ich nie otwieraj.
Ron prychnął.
- A co spodziewasz się listów od kochanka?
Hermiona zmierzyła go wzrokiem. Nie. Ona go zamordowała wzrokiem.
- To nie jest śmieszne, Ronald. Masz nie czytać mojej korespondencji.
Hermiona ubrała się jak na Ministra Magii przystało i wyszła z domu do Ministerstwa Magii, czyli do pracy. Dopiero wtedy Ron wstał z łóżka.
- Tak mi się nie chce... - mruknął do siebie. - Nienawidzę wstawać z rana, to jest coś na co za największe grzechy nie powinni nas karać.
- Zgadzam się. Pamietam jaki to ból. - powiedziałam.
Ron zrobił sobie beznadziejne śniadanie i kawę, którą i tak przesolił bo pomylił sól z cukrem. On naprawdę bez Hermiony by sobie nie poradził w życiu. Dnia by bez niej nie przeżył. Wtedy przez okno przyleciała sowa.
- O, hej. - powiedział do niej Ron z pełnymi ustami.
Sowa popatrzyła na niego jak na debila, albo może tylko mi sie tak zdawało. Ron z początku nie zorientował sie o co jej chodzi ale potem ogarnął, podszedł do niej i odebrał listy. Sowa szybko zadowolona opuściła jego okno. Były aż trzy listy.
- O mamusiu znowu z Hogwartu? Co tym razem się stało? - zdziwił się Ron i rozwinął pierwszy list.
Przeczytał go szybko.
- No cudownie! Rose otrzymała Wybitne oceny z większości przedmiotów, łeb ma za matką. Ale, ale, ale, ale wdała się w bójkę z jakąś ślizgonką. Ha, nie jestem zły córa, jeśli miałaś powód. A zapewne tak było, sam bym jej spuścił lanie na twoim miejscu. - powiedział Ron do siebie.
- Jesteś dziwny, Ron. - powiedziałam. - Dobrze, ze Hermiona tego nie słyszy.
Ron otworzył następny list.
- O, to od George'a. Czyli jednak nie siedzę dziś cały dzień w domu, trzeba pomóc bratu. - westchnął Ron.
Przy trzecim liście się zatrzymał. Był zaadresowany na Hermionę.
- Aha czyli jednak dostała ten list od kochanka. - powiedział i mimo zakazu żony otworzył list. - A nie to tylko od Leili.
Ron szybko przejrzał list.
- Na Merlina! Żałuje, ze to otworzyłem! Kobiece sprawy. One naprawdę listują na temat chłopaków. Ten Stefan jest powalony, Oscar był lepszy ale ja się nie znam. Ha. Hermiona i tak uznała, ze pasujesz do Olivera Wooda. - zaśmiał się Ron.
On naprawdę mówił do siebie. Miło czasem porozmawiać z kimś równie inteligentnym sobie.
Ron włożył list do Hermiony z powrotem do koperty i postawił na stole. Ona go zabije za otworzenie jej korespondencji ale cóż. Ron się ubrał i poszedł do sklepu George'a.
Harrego życie natomiast było naprawdę cudowne. Miał trójkę wspaniałych dzieci, dwójka synów już była w Hogwarcie ( James oraz Albus niedawno przydzielony do Slytherinu przez co Harry mocno się zdziwił ale ukrywał to ) tylko mała Lily jeszcze czekała na odpowiedni wiek i list.
Harry poślubił Ginny, a ich życie miłosne wcale po ślubie się nie skończyło, a wręcz dopiero co zaczęło. Harry często okazywał jej miłość jaką ją darzy. Mój przyjaciel strasznie zaangażował się w wychowanie Leili, mojej siostry. Był dla niej jak starszy brat. Wiedział jak bardzo ja ją kochałam i chciał jej przekazać miłość na jaką zasługuje. Leila nigdy nie bała się zwrócić do niego o pomoc, on zawsze jej pomagał. Byli rodziną choć nie łączyła ich krew - często powtarzali to, ze łączy ich miłość do mnie. Było to tak strasznie piękne. W pierwszy dzień świąt Leila zawsze odwiedzała Harrego i wtedy wypowiadali to piękne zdanie. Zawsze byłam wtedy z nimi choć nie mogli mnie zobaczyć.
Był jednak ktoś kto odwiedzał Harrego częściej niż moja Leila - był to nasz wspólny chrześniak Ted. On oprócz Harrego nie miał nikogo. Harry oczywiście cieszył się z wizyt Teddy'ego, ale ustalmy; nikt nie chciałby aby ktoś go odwiedzał dzień za dniem. A Teddy miał taki czas gdzie przebywał u nich codziennie. Teraz już troszkę mniej, to znaczy jakieś trzy-cztery razy w tygodniu.
Najpiękniejsze były niedziele. Od rana Ginny wstawała by przygotować wytrawne posiłki. Niekiedy już od rana przyjeżdżała do nich Molly Weasley by pomóc córce. Potem dojeżdżał tez Arthur i bawił się z Lily. Harry w tym czasie odpisywał na listy, często były one z Ministerstwa. Wtedy przychodzili kolejno Teddy ze swoją dziewczyną ( często je zmieniał wiec ciężko ustalić jedną ) następnie Leila ze Stefanem. Niekiedy przychodzili tez George, Susan i Ariana. Rzadziej zjawiał się Oscar. No i koniecznie na końcu spóźnieni Hermiona i Ron.
Ich życie było dobre. Zasłużyli na to zwłaszcza Harry po tym wszystkim co przeżył wcześniej.
CZYTASZ
Dzisiejsza Uczennica Hogwartu: Sekret Ojca
FanfictionJedna z pięciorocznych uczennic, szlama, jest trochę za bardzo do przodu. Jako iż jej rodzice są mugolami wie co to telefon, i nie boi się go każdego roku przemycać do Hogwartu. Nauczyciele często sobie z nią nie radzą, jednak zawsze to profesor Sna...