Następnego dnia obudziłam się z lekkim bólem głowy, ale gdy tylko powiedziałam o tym pani Pomfrey, ta podała mi jakąś obrzydliwą miksturę, po której niemal od razu ból ustał.
Pani Pomfrey opowiedziała mi, ze godzinę temu przed rozpoczęciem zajęć znowu był u mnie kapitan drużyny Gryfonów i znowu wymienił mi kwiaty w wazonie.
Obróciłam się i rzeczywiście ujrzałam wymienione kwiaty. Nie wiem po co wymieniał mi je codziennie, ale i tak to miał być mój ostatni dzień tutaj.
Gdy pani Pomfrey w końcu mnie zostawiła samą, wyciągnęłam spod poduszki telefon i pisałam chwilę z Vic, która akurat miała geografie w mugolskiej szkole.
Gdy tak pisałam z nią i oglądałam tik toka, ktoś wszedł do skrzydła szpitalnego. Szybko wrzuciłam telefon pod poduszkę i udałam, że śpię.
Leżałam akurat dość daleko od wejścia, wiec było duże prawdopodobieństwo, że ten ktoś nie widział moich ruchów.
Ktoś po woli zbliżał się do mojego łóżka. Chciałam uchylić choć na chwile oko, by zobaczyć kto to, ale nie odważyłabym się.
Ciężkie kroki zbliżały się coraz bliżej mnie. Wtedy poczułam na swoim policzku czyjąś rękę. Ręka gładziła mnie bardzo delikatnie i wcale by mnie to nie obudziło, gdyby nie fakt, ze zaraz po tym spłynęła na mnie łza tego, kto nade mną stał.
Nie jestem Gryfonką wiec wcale nie cechuje mnie odwaga choć nie uważam się za tchórza. Nie miałam tej odwagi w sobie by otworzyć oczy i zobaczyć kto mnie gładzi ręką. Liczyłam, ze pani Pomfrey zaraz przyjdzie, przeliczyłam się.
Ta osoba stała nade mną jeszcze kilka minut a następnie opuściła skrzydło szpitalne.
Wtedy ( tylko wtedy gdy byłam pewna, ze już go nie ma) otworzyłam oczy. Jedyne co mogę stwierdzić to, że nie był to żaden z uczniów, ponieważ rozpoznałam, iż była to ręka osoby trochę starszej.
Ten incydent nie dawał mi spokoju aż do godziny 12 gdy przyszła do mnie Olive.
- No witam, pewnie ci się tu nudzi.
- Nie masz pojęcia jak bardzo!
Pani Pomfrey, która akurat gawędziła ze mną zmierzyła wzrokiem moją siostrę.
- Pacjentka nie czuje się dobrze. - powiedziała.
- Nieprawda, czuje się super. - zaprzeczyłam.
- Eh, no dobrze. - pani Pomfrey machnęła ręką na mnie i zostawiła nas.
Olive usiadła na krzesełku obok mojego łóżka. Opowiedziałam jej, ze dziś odwiedzam rodziców. Zdziwiła się, że Dumbledore na to pozwolił ale jeszcze bardziej zdziwiła się, ze deportuje się tam ze Snape'm.
- To jest chore. - powiedziała.
Zmieniłam temat potem na bogina, bo przypomniało mi się, jak miałam ją pytać o tego psa.
- No, tak, moim boginem jest ten czarny pies. Bo ty nie wiesz.... taki właśnie kiedyś mnie zaatakował i myślałam, ze odgryzł mi rękę, ale na szczęście przeżyła.
- CO? Jaki pies? Jak cię zaatakował? Co się stało, kiedy i czemu o tym nie wiem?
- No, w pierwszej klasie, czyli na twoim trzecim roku. Jakoś w listopadzie. Spacerowałam po błoniach i zobaczyłam tego psa. Zaatakował mnie. Zaczął mnie szarpać za rękę i myślałam, ze mi ją odgryzie. Ale potem jakby się ogarnął
i mnie zostawił. To było mega dziwne. Tej samej nocy odwiedziłam panią Pomfrey, która szybka przywróciła moją rękę do normalnego stanu bycia. - opowiedziała.
CZYTASZ
Dzisiejsza Uczennica Hogwartu: Sekret Ojca
FanfictionJedna z pięciorocznych uczennic, szlama, jest trochę za bardzo do przodu. Jako iż jej rodzice są mugolami wie co to telefon, i nie boi się go każdego roku przemycać do Hogwartu. Nauczyciele często sobie z nią nie radzą, jednak zawsze to profesor Sna...