Ostatnią lekcją tego dnia było wróżbiarstwo.
- Oceniłam wasze senniki. Muszę przyznać, ze jestem zawiedziona. - powiedziała pani profesor. - Prace Lavender i Parvati są niesamowicie wykonane. Natomiast reszta? Źle interpretujecie sny. Proszę teraz wszyscy otwórzcie książki na stronie 39.
Profesor Trelawney zaczęła coś czytać, nikogo nie obchodzi interpretacja snów które sobie zmyśliliśmy. No bo niby co ja miałam napisać? Że śnią mi się zmarli, których nie znałam? Trochę żałosne.
Pierwszy mecz quidditcha, ku mojemu zdumieniu odbył się, w połowie października i to Slytherin kontra Hufflepuff.
- Damy radę, przecież to tylko Hufflepuff. Czemu tak się stresujesz? - spytała mnie Hayley.
- Po pierwsze, zawsze wam powtarzam, abyście nie lekceważyli przeciwnika. Po drugie, niekoniecznie stresuje się samym meczem, tyle tylko Carrow'ami. - powiedziałam.
- Dlaczego?
- Wiesz jacy oni są... mam nadzieje, ze nie zaczną znienacka używać Cruciatusa na widowni na trybunach. - westchnęłam.
- To nie mów tak głośno, bo jeszcze podłapią. - zaśmiał się David za mną.
Usłyszeliśmy gwizdek Madame Hooch i wyszliśmy z szatni. Na boisku podałam sobie ręce z kapitanem Puchonów i rozpoczęła się gra.
Początek gry był dobry. W pierwszym kwadransie zdobyliśmy trzy gole. Potem bramkarz Puchonów zajebał się w akcji i zfaulował poprzez nicowanie, czyli włożył sobie nogę do obręczy. Madame Hooch ukarała go dając nam rzut karny. Trafiłam go. Wtedy moja miotła odmówiła mi posłuszeństwa zaczęła wariować w górę i w dół. Próbowałam się na niej utrzymać i z nią walczyć, ale to było naprawdę trudne. Gdy moja miotła się uspokoiła, przeszło to na Hayley i tak na każdego po kolei. Nie tylko z naszej drużyny, ale Puchoni również. Wszystko ustało po jakimś czasie.
- Co to była za magia, ślizgoni? - spytał Puchon.
- No przecież to nie nasza robota, tez zostaliśmy poszkodowani. - żachnęłam się.
- Kontynuujcie! - warknęła Madame Hooch. - Nie wstrzymałam meczu!
Tak wiec gra toczyła się dalej. Puchonom szło dość niezle. Gdy do naszego obrońcy zbliżał się ścigający Hufflepuffu, nagle znienacka spadł z miotły. Wszyscy obejrzeliśmy się po sobie.
- Kto to zrobił? - spytała wściekła Madame Hooch.
- Nikt z nas, naprawdę! - broniłam ślizgonów.
Spadła z miotły następnie Hayley. Madame Hooch zarządziła przerwę za zgodą kapitanów i poszła przedyskutować tę sytuację z nauczycielami, głównie dyrektorem.
- Hayley, wszystko w porządku?
- Tak, upadek nie był groźny. - powiedziała Hayley.
- Przecież to wiadomo, ze to ich wina. - powiedział jakiś Puchon, nawet nie wiem jak się nazywa.
- Nieprawda! My tez jesteśmy poszkodowani! - powiedziałam.
- Równie dobrze możemy powiedzieć, ze to wasza wina. - zauważył David.
Agresywny Puchon podszedł wkurzony do Davida.
- Zaraz się przekonamy kto to zrobił... - powiedział popychając Davida.
Madame Hooch uratowała sytuację podchodząc do nas.
- Proszę kapitanów do mnie.
Odeszliśmy w trójkę od reszty kłócących się.
CZYTASZ
Dzisiejsza Uczennica Hogwartu: Sekret Ojca
FanfictionJedna z pięciorocznych uczennic, szlama, jest trochę za bardzo do przodu. Jako iż jej rodzice są mugolami wie co to telefon, i nie boi się go każdego roku przemycać do Hogwartu. Nauczyciele często sobie z nią nie radzą, jednak zawsze to profesor Sna...