3 grudnia 2015
Pokonujemy, długą trasę windą. Nie dałabym rady wyjść po schodach, jestem za słaba.
Dreptam z mamą u boku, aż do recepcji. Gdzie mnie wpisują. Moje serce bije coraz szybciej...
Odwracam głowę w prawo i zauważam Maxa. Opartego o ściane i patrzącego na mnie z uśmiechem.
Stoi pod szyldem z numerem osiem. To pewnie numer jego oddziału.
- Nino. - mówi pielęgniarka a ja momentalnie na nią spoglądam. - Możesz iść do swojego oddziału... to numer osiem.
A jednak, przydzielono mnie do Maxa. Numer osiem. To moja szczęśliwa liczba. Od dziecka, aż do teraz... chwila. To nie szczęście lecz pech. Przynajmiej umre z moim numerkiem u boku.
Krok po kroku, drepczę po zimnej wykładzinie na korytarzu, podążam w stronę zielonookiego. Krok po kroku...
Prawa, lewa, prawa lewa... przekładam ciężar mijego ciała. O ile jeszcze mam jakikolwiek ciężar...
- A więc, witam. - mówi Max.
- Cześć. - uśmiecham się.
- Teraz nie zaznam nudy, jeśli tylko pomożesz. - śmieje się i wchodzimy do sali.
- Spoko. To potowarzysze ci. - w myślach dodaje " Potowarzysze ci w drodze do śmierci".
- W drodze do śmierci... - wzdycha.
Jak on to robi ?! Praktycznie czyta mi w myślach. Widzę, że zaboli mnie jego śmierć, bardziej niż kogokolwiek. Mam mu towarzyszyć w drodze do śmierci... w ogóle, jak to brzmi ??
Do sali wchodzi mama wraz z blond pielęgniarką. To musi być praktykantka, jest za młoda na taki zawód. Zbyt młoda.
- Nina, włóż na siebie coś luźnego. - oznajmia z uśmiechem, lecz rozpoznaje że jest szcztuczny. Sama często go stosuje.
Idę do łazienki i wkładam na siebie szare getry, a gdy ściągam bluzkę, w odbiciu lustra, zauważam mamę. Odwracam się przodem do niej.
- Ale jesteś chuda... - mówi drżącym głosem. Jakby miała za chwilę się rozpłakać.
- Nie. - mòwię i dotykam swoich żeber. - Wiesz na czym to polega.
- Wiem. - wzdycha. - Ale... dlaczego to zrobiłaś ??
- Ja, tylko... - mój głos momentalnie zaczyna drżeć. - Ja nie miałam na to wpływu...
- Pokonałabyś to. - mówi cicho.
- Nie. - panuje długa cisza. Słyszę nawet podmuch wiatru za oknem. W końcu przerywam ciszę.- Nie możesz na mnie już patrzeć...
- To nie tak. - mówi łagodnie. - Ja po prostu, nie potrafię patrzeć jak umierasz.
Robi mi się głupio. Ona ma racje. Wsuwam na siebie za dużą bluzkę w indiańskie wzory.
Czuję łzę na moim policzku. Bo zrozumiałam, że mama po prostu, nie chce patrzeć jak jej mała córka, umiera. To nie przyjemny widok.
- Kochanie, muszę jechać do pracy... - wzdycha. - Jadę na delegację.
- Super. - prycham. - A co jeśli w tym czasie umrę ??
Patrze na nią z pogardą. I chyba dociera do niej że to mnie boli. Że brak mi wsparcia z jej strony...
- Muszę już iść. - mówi i przytula mnie. - Nie umrzesz. Masz szanse przeżyć...
CZYTASZ
Perfekcja?
Teen FictionOpowiadanie o piątce przyjaciół chorych na śmiertelne choroby. Miłość w szpitalnych murach. Śmierć w życiu młodzieży. Dzieci które są w stanie zrozumieć wszystko... zapraszam i dziękuję ~ JJLucienne <3