Rozdział 99

1.1K 94 22
                                    

Obudziłam się na białej kanapie w salonie. Czuje się, jak wtedy gdy z mamą wracałyśmy z całego dnia w wesołym miasteczku. Miałam zaledwie dziesięć lat. To jeden z najpiękniejszych dni w moim życiu.

Wracam do rzeczywistości i idę do pokoju. Wkładam na siebie luźne, nie za ciepłe ubrania i idę w stronę kuchni, gdzie wszyscy już jedzą śniadanie.

- Nina. - wita mnie ciocia a dziadkowie jedynie się uśmiechają. - Babcia zaproponowała ci wakacje w ich małym miasteczku. Wydaje mi się że to wspaniały pomysł... musisz trochę odetchnąć.

- Dobrze. - kiwam głową i patrzę jej w oczy. - Chętnie.

- Możesz zabrać ich wszystkich. - wtrąca się babcia a jej propozycja kusi mnie na takim poziomie że siadam obok niej. - Śmiało! Bierz ich wszystkich!

- Naprawdę... mogłabym?

- No nie wiem mamo. - mówi ciocia a mój wzrok tkwi na jej osobie. - To nastolatki nie poradzisz sobie z nimi.

- Daj spokój. - śmieje się dziadek a ja babcia potakuje. - Mamy farmę! Umiemy się zaopiekować żywymi stworzeniami. Zwierzęta są prawie jak dzieci!!

Nie wiem co zrobić. Na pewno nie wezmę Maxa. Boję się, tego że będziemy musieli zostać sami, porozmawiać o tym wszystkim, ta myśl mnie przerasta...

Ale Katy, Jack i Eliot? Czemu nie?

- Dziękuję! - ściskam ich i zmierzam w stronę drzwi. - Idę do Katy !

- O której wrócisz? - pyta ciocia.

- Kiedy wrócę. - uśmiecham się a ciocia patrzy na babcię która śmieje się do mnie jak do najsłodszego szczeniaczka jakiego ludzkość widziała.

Wychodzę i łapie za rower na którym błyskawicznie docieram do nowego domu Katy. Jej nowi rodzice to zamężni ludzie, kochają pomagać, ale ich wadą była bezpłodność ich obu. Mark i Caroline Berry.

Drzwi otwiera mi Katy i wychodzimy do jej ogrodu. Siadamy w altanie a w okół nas panuje tak wspaniała atmosfera. Staw, molo, łabędzie, las, kwiaty... jest tu wszystko. Idealny dla babci.

- Babcia, chciała wiedzieć, czy chcecie ze mną jechać na wakacje do niej na farmę. - unoszę brwi i widzę jak jej oczy nabierają blasku.

- No to raczej! - śmieje się. - Kocham farmy, Jack też, a Eliot musi wreszcie przystopować z tym CHŁOPCEM Z MIASTA. A Max...

- Nie jedzie. - przerywam jej.

- Jak to ?!

- Widziałam go ostatnio w supermarkecie i jakoś uświadomiłam sobie że na razie nie jestem gotowa na to by prowadzić z nim konwersacje.

- A kontakt wzrokowy?

- Jedziecie czy Nie?

- Jedziemy. - uśmiecha się. - Ale porozmawiaj z Maxem sam na sam przed wrześniem.

- Postaram się.

Wracam podczas zachodu słońca aż w pewnym momencie zauważam Maxa. Siedzi przed moim domem na chodniku. Patrzę na niego, lecz on nie widzi mnie. Chowam rower na podwórku sąsiadów i wsrapuje się na drzewo po czym wskakuje przez okno do mojego pokoju.

Nagle zauważam w nim chłopaka z psychiatryka... to Martin. Uczeaany, zadbany ale jego mina nie ukazuje szczęścia...

- Musimy porozmawiać. - mówi a ja drętwieje.

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz