Rozdział 70

1.1K 114 6
                                    

Dopiero rano, Katy zauważa mój naszyjnik. Jest nim zachwycona i pokazuje mi bransoletkę na prawym nadgarstku. To złota babeczka z odrobiną pudrowego różu, działającego za polewę.

- Dostałam ją po mamie. - wzdycha z uśmiechem. - Po tej prawdziwej.

- Piękna. - uśmiecham się.

Tęsknie za moją mamą. Może i ostatni czasy swojego życia nie brała aktywnego udziału w moim życiu, ale kiedy nie było taty, była ona.

- Pewnie nie wiesz... - siada obok mnie na moim łóżku i wsuwamy się pod kołdrę. - Ale moja mama opuściła świat żywych... straciłam kolejną mamę.

Łzy stają jej w oczach a ja obejmuje ją ręką i pocieszam. Chłopaki jeszcze śpią, zawinięci jak motylki w kokonach.

- Życie nas nienawidzi. - szepcze do mnie by nie obudzić motylków. - Ale, Bóg, wziął je w swoje ramiona. Tam są bezpieczne.

- Jesteś taka mądra. - wzdycham i z moich oczu wyciekają łzy.

Potem idę do toalety z powodu naturalnych przyczyn. Zerkam w lustro i przypominam sobie ten moment w waritkowie gdzie zobaczyłam prawdziwą siebie.

Dlaczego odeszła??

W sumie, zrobiłam to będąc chora, czyli, wystarczy tylko uwierzyć w swoje piękno z czym u mnie jest mały problem.

Wychodzę i widzę że nikt już nie śpi. Z uśmiechem wchodzę na salę i witam się z Maxem i całuje go w policzek. Siadam w swoim łóżku.

- O, nie, chyba nadchodzi śnieżyca stulecia. - prycha Eliot.

Nie wiem co mu nie pasuje w śniegu... jest przecież taki suuper.

Katy zostaje wezwana przez naszą nową lekarkę Paty Chang. Pewnie chodzi o pogrzeb i uwolnienie się na dwa dni ze szpitala.

Nie wierzę w to co widzę... Max rozmawia przez telefon. Po rozmowie siadam na skraju jego łóżka.

- TO Molly. - mówi z dyskretnym uśiechem na twarzy.

- Jak u niej?? - pytam z troską.

- Anoreksja i ciąża. - prycha. - Ale jest w innym szpitalu, zna ojca a mama zaakceptowała jej sytuację.

- To dobrze. - uśmiecham się.

Widzę jego wyraz twarzy i nie podoba mi się to. Potem dopiero wzywają mnie i jego na badania.

Wyniki pojawiają się błyskawicznie.

Kiedy zerkam na swoją kartę, widze coś co wywołuje u mnie paraliż. 29 %.

- I jak?? - pyta Max.

- Wybacz. - ocieram łzy. - Ale narazie chcę pobyć sama.

- Nie. - prycha i łapie mnie za nadgarstek. - Nie skoczysz drugi raz... nie dopuszczę do tego.

- Ile masz procent?? - pytam unosząc brwi.

Pokazuje mi kartę i nie widzę poprawy, jak i u mnie. Uśmiecham się.

- A jeśli faktycznie umrzemy? - zerkam na niego.

- To razem.

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz