Rozdział 85

1K 103 10
                                    

Dołączyła do nas cała reszta, czyli moi przyjaciele wraz z doktorami. Ustawiamy się w kole.

- Jeszcze ma szanse. - odzywa się Katy. - Niech Pani tego nie robi.

- Katy ma rację. - wyrywa się Jack. - Eliot Martin, to jeszcze młody i silny chłopak. Zostały trzy, góra cztery dni nadziei. Nie skreślajmy go.

- Dobrze. - mówi rozproszona Santana. - Zaczekajmy.

Następne badania. Idziemy powoli i gęsiego za jasnowłosą pielęgniarką. Oczy mamy czerwone od łez i wytarte od chusteczek. Ludzie wzdrygają się na nasz widok. Idziemy jak skazańcy.

Wchodzę jako pierwsza do gabinetu. Witam się i staje na wagę. Pobierają krew a potem siadam na krzesełku.

Po wszystkich badaniach, dostajemy jedną kartkę. Nie jak zawsze kilka na osobę, ale jedna na wszystkich.

Katherine Gelb ------> 73%
Jack McCandy ------> 76%
Nina Morgan ------> 71%
Max Carter ------> 77%
Eliot Martin ------> 50%

Eliot? Co on tu robi? Pewnie szacowali. Pewnie? Na pewno!

Max, prześcigł wszystkich. Co to oznacza?

- Przez tą całą aferę z Eliotem, zapomniałem wam powiedzieć że dostałem się na operację, która ma na celu, wyleczenie mnie. - mówi Max a my wszyscy wytrzeszczamy oczy. - Potem chemia... przeżyje.

- Wiesz od kiedy to wiedziałam?- pytam unosząc brwi, a on spogląda na mnie pytająco. - Na korytarzu, w grudniu.

Kilka godzin później.
Godzina po zmroku.

Nudny szpital. Co chwile ktoś się rodzi a ktoś umiera.

Myślę o tym co stało się na dachu, czy to tylko działo się w mojej głowie?

Myślę, o respiratorze który zmusza serce Eliota do bicia. Santana miała rację. Nikt z nas nie dałby rady patrzeć jak wciąga mu język, nikt z nas, nie mógłby patrzeć jak cierpi.

Katy wychodzi do mnie i siada powoli na krzesełku i bierze głęboki oddech po czym głośno przełyka ślinę.

- Nie jestem pewna co do miłości mojej i Jacka. - opuszca ramiona i patrzy na mnie. - Chyba czuję coś do Eliota.

- Co? - wytrzeszczam oczy. - Coś mnię ominęło? A jeśli tak, to wyjaśnij i to natychmiast.

- Kiedy Jack, wyszedł na spotkanie ze swoimi rodzicami a wy byliście na pogrzebie. To rozmawiałam z nim. Pocałował mnie. Powiedział że będzie dobrze.

- Jack, wie?

- Nie.

Nie jestem wściekła.

- Jak on umrze, albo ona go odłączy od respiratora, nie wiem co zrobię. - wzdycha. - Nie wiem. Nic już nie wiem.

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz