Rozdział 75

1.1K 102 4
                                    

Brniemy przez zaśnieżony park w moim mieście. Jest dobrze, jednak trudno mi skierować jakiekolwiek słowa w stronę Maxa. Bo są na świecie ludzie tacy jak ja, którzy mięli zryte dzieciństwo. Nie umiem rozmawiać na ten temat, a nawet jeśli to trudno przechodzi mi to przez gardło, a ja się dusze, tlen mnie opuszcza.

W pewnym momencie zauważam coś co przechodzi moje najśmielsze oczekiwania. A mianowicie...Beth.

- Udawaj że się nie znamy. - szepcze do Maxa, puszczam jego dłoń i zostawiam go obok zamarzniętego jeziora.

Zaciskam pięści i idę dalej. Serce uderza tak mocno w mojej piersi że jestem w stanie to usłyszeć.

Mam cichą nadzieję, że może jednak nie pozna mnie, w końvu, tyle schudłam, moje włosy są liche. Modlę się o to.

- Morgan? - słyszę jej głos i widzę jak się odwraca. Mierzy mnie wzrokiem. - Dawno się nie widziałyśmy.

- Tak. - moja ślina jest tak trudna do przełknięcia.

- Dlaczego nie ma cię w szkole?

- Ty na serio? - kpię sobie cicho.

- Raczej. - mówi i przeżuca cały swój ciężar ciała na prawy bok.

- Mam anoreksję. - prycham. - I od grudnia leżę w szpitalu. Ale ostatnio zmarła moja przyjaciółka i okazało się że mieszkała niedaleko, i jadę na jej pogrzeb, pod wieczór.

- Ach. - wzdycha. - Zgrubłaś? Czy mam omamy?

- Przestań. - warczę. - Widzę że nic się nie zmieniłaś. Dalej jesteś taką samą suką.

- Ja?! - śmieje się. - Dzięki, a jak tam u twoich starych? Bo słyszałam że matka ci kitła a ojciec, ojciec, z ojcem nic nie wiadomo.

- Wiesz? - wzdycham. - Jakoś nie chce mi się z tobą gadać.

Odchodzę do przodu jednak ona mnie łapie i zatrzymuje.

- Puść mnie. - warczę.

- Ugh... - prycha. - Chodź.

Prowadzi mnie na brzeg zamarzniętego jeziora i ściska moją dłoń.

- Masz prawo nazywać mnie suką? - śmieje się. - Nie masz. Ty nie powinnaś mieć praw.

- Co ja ci zrobiłam? - pytam oburzona.

- Przez wszystkie lata, wszyscy chłopcy z klasy mówili jaka jesteś miła i ładna. - warczy. - Wszyscy i nie tylko chłopcy. Nauczyciele, nasze koleżanki. Ale ta pozycja należała do mnie!

- Kłamiesz. - prycham.

- Nie. - krzyczy. - I tak pewnie zaraz dołączysz do swojej matki i przyjaciółki, to ostatnie miesiące twojego życia, pora poznać prawdę.

- Kłamiesz. - opuszczam głowę. - Bo nie widzisz jaka ty zawsze byłaś piękna i zdolna, ciebie też kochali.

- Ale ty byłaś lepsza. - warczy i popycha mnie na lód.

Słyszę jak coś podemną chrupie i pęka. Nie ruszam się i mam cichą nadzieję że zamarzł na tyle dobrze że mnie udźwignie.
Chrup. Chrup.

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz