Rozdział 100

1.2K 111 19
                                    

Czego ten idiota tutaj szuka?
Nie wygląda jak normalny człowiek, patrzy na mnie swoim wzrokiem psychopaty. Boję się.

- Czego się boisz? - pyta cicho. - Ty już zawsze będziesz mieć z siebie coś z psychopatki. Od tego już nie uciekniesz. - bierze oddech. - Jest warto wciągać Maxa w twoją psychikę?!

- Nie jestem taka. - szepcze. - Nie jestem psychopatką. To była tylko choroba, z której wychodzę.

- Tak, wmawiaj sobie.

Nie jestem psychicznie chorą osobą. On tylko mną manipuluje. Ale, po co? Dlaczego? Czego on oczekuje z mojej strony?

- Wypuścili cię? - zadaje proste pytanie, z nadzieją na prawdziwą odpowiedź.

- Tak, ale biorę leki.

- To chyba nie skutkują! - warczę.

Przez chwilę nic nie mówimy, nie ruszamy się, nasze spojrzenia się krzyżują. A ja panikuję. Nie mogę zapanować nad oddechem.

- Wyjdź. - mówię.

- Ja chcę wam tylko pomóc.

- Wyjdź! - krzyczę.

Chłopak unosi ręce i idzie do drzwi. Patrzy na mnie ostatni razi i mówi:

- Potem, powiem ci... a nie mówiłem.


Dwa dni później...

Jesteśmy już u babci. Ach, pełno tu pól, kwiatów, nie słychać aut, nie czuć spalenizn i odchodów z różnych fabryk. Bardziej podoba mi się, tu, na wsi niż w wielkim mieście. Obecnie siedzimy sobie w altance za domem dziadków i podziwiamy krajobraz. Nagle...

- Dlaczego nie ma z nami Maxa? - pyta Eliot.

Opuszczam głowę i sama zaczynam odpowiadać sobie na to pytanie, a raczej, próbuje.

Na całe szczęście babcia wchodzi na miejsce akcji.

- Musimy jechać do sanatorium z dziadkiem. - zwraca się do mnie starsza kobieta. Po czym przenosi wzrok na wszystkich. - Poradzicie sobie sami ?

- Tak, pewnie. - uśmiecha się Katy. Babcia bardzo ją lubi. Przypomina jej jej własną babcie, podobno są niczym dwie krople wody. - Niech będzie Pani spokojna.

- Spokojnych zakrętów życzę. - śmieje się Jack. - Uważajcie.

- Dobrze, Dobranoc ! - śmieje się babcia i wychodzi.

Eliot, pyta mnie ponownie. Ale ja próbuję uporządkować myśli. Póki co, jestem psychopatką. Nie. Tak. Nie. Tak...

Moim zdaniem, każdy ma w sobie psychopatę.

Unoszę głowę i dopiero teraz zauważam że zachodzi słońce. Oddycham, tak gwałtownie że wszyscy odwracają głowy w moją stronę.

- Nie wiem. - wzdycham a Eliot kiwa lekko głową. - Ale, chciałabym, aby teraz tu był.

Kładzie dłoń na moim ramieniu po czym dosuwa krzesło i obejmuje mnie ręką a ja kładę głowę na jego ramieniu.

- Chciałabym usłyszeć, jak wymawia moje imię. - zaczynam drżeć a Katy kładzie dłoń na moim kolanie. - Chciałam aby powiedział mi że jest zdrowy.


Wszyscy wieczorem kładziemy się do łóżek, zasypiamy. Jednak mnie, budzą koszmary. O ile można je tak nazwać. To Max z inną. To umierający Max ze mną...

Nagle, słyszę jak samochód wjeżdża na plac, szeleści kamieniami. Godzina 23:58. Dziadkowie o tej godzinie? Nienawidzą jeździć po nocach. Ubieram papcie i schodzę dwa piętra niżej. Patrzę przez okno i nie mogę uwierzyć własnym oczom. To Max.

Otwieram drzwi a on szybko wychodzi z samochodu i stajemy tuż przed sobą nawzajem. Obaj patrzymy na telefon. U niego, jak i u mnie jest ta sama godzina 00:00.
Pokazuje na godzinę ruszając telefonem w prawo i w lewo. W moich oczach zbierają się łzy. On tu jest, widzi mnie, patrzy na mnie, oddycha, jest zdrowy, ma łzy w oczach.

- Północ. - mówi. - Według wykresów to świadczy o jednym. - uśmiecha się. - Kocham cię.

Rzucam mu się na szyję a on z całych swoich sił zamyka mnie w uścisku.

- Cześć, Nina. - szepcze mi do ucha.

- Cześć, Max. - szepczę.

- Tęskniłem.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz