Rozdział 65

1K 102 2
                                    

W końcu, znalazłam koniec korytarza. To chyba pokój dzienny... pełno tu kanap i stolików. Zauważam, złote włosy i pędzę do dziewczyny, i wtedy już wiem że to był tylko omam. Tu nic nie ma. Ja naprawdę warjuję.

Podchodzi do mnie kobieta o bujych czarnych włosach i czytam jej plakietkę Fiona Hudson. To pracownica tego wariatkowa.

- Warjuje. - mówię z łzami w oczach. Ona jedynie się uśmiecha a mnie to boli. Jest bezczelna, patrzy na mnie jak na psychopatę. - Wcześniej taka nie byłam!!

- Wiem. - uśmiecha się jak do dziecka.

- Jesteś pojebana!! - krzyczę i płaczę. - Daj mi wyjść!!

- Uspokój się. - rząda z tym uśmiechem, napewno ona jest jakaś chora i upośledzona.

Pluje jej w twarz i wracam do korytarzu. Oczywiście nie pamiętam numerku.

Po drodze spotykam chłopaka o karmelowych włosach, oczach jak kryształki i karnacji jak Max. Ich uroda jest niemal identyczna, mimo to, są tak różni...

Przystaje. On robi to samo.

- Pomóż mi. - mówię zapłakana a on posyła mi spojrzenie jakby pokazał mi że mi współczuje.

Spanikowana siadam na podłodze a on siada naprzeciwko mnie.

- Zwariowałam przez wariatkowo. - prycham łzami.

- No, ten klimat dobija... idzie zwariować. - mówi. - Ludzie przychodzą pokrzywdzeni a warjują na maksa.

Czy tylko mi słowo maksa kojarzy się z moim Maxem??

- Ale ja jestem psychopatą. - prycha.

- Tylko wariaci są coś warci. - cytuję Maxa.

- Tak. - uśmiecha się dyskretnie.

Siadam obok chłopaka i widzę w nim Maxa. Zbliżam się do niego i zamykam oczy. On kładzie rękę na moim policzku i zaczynamy się całować.

Nie wiem dlaczego, nie wiem po co, nie wiem co to miało na celu, ale chyba po prostu tak bardzo brakuje mi Maxa że gdy zobaczyłam kogoś kogo w nim widzę, musiałam.

- Przepraszam. - mówi i odchyla się. - Po prostu, jestem no... idiotą.

- Nie przepraszaj. - uśiecham się... - Nie żałuj.

- Martin Clifford. - podaje mi dłoń.

- Nina Morgan. - ściskam ją.

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz