Rozdział 97

1K 106 11
                                    

Jestem już w domu od kilku dni, i przyznam że dobrze układa mi się z ciocią. Może nawet lepiej niż z mamą.

Od jakiegoś czasu, jedyne emocje jakie w sobie mam to zmęczenie i tęsknota. Smutek zniknął.

Tęsknie na nimi, jak i za mamą. Ale mam wrażenie że pogodziłam się ze śmiercią mamy, ale nie pogodziłam z odejściem moich przyjaciół.

Nagle, mój telefon zaczyna wibrować. I omało co nie wypuszczam łez gdy widzę napis Katy dzwoni.

- Halo? - zaczynam.

- O, boże. - wzdycha jakby z ulgą. A ja tak bardzo cieszę się że słyszę jej delikany a jednocześnie dynamiczny głos. - Eliot miał rację. Ty żyjesz...

- Tak. - drżę. - Żyję.

- Gdzie ty jesteś? Szukamy cię tak gługo...

- Co? Jak...to?

- Powiedz mi tylko gdzie jesteś, a ja do ciebie przyjadę.

- Jestem w domu.

- Biorę rower i jadę.

W tym samym momencie przerywa połączenie. Jestem zaskoczona.

Mam mętlik w głowie. Burza mózgów na temat tego co powiedziała mi Katy. Jak to wszędzie mnie szukali? Skąd Eliot wiedział że żyję? Może usłyszał w radiu...?

Chwilę potem, słyszę dzwonek do drzwi. Mówi momentalnie zrywam się z kanapy i otwieram drzwi.

- Cześć. - mówi i wpada mi w ramiona.

- Hej. - odpowiadam i odwzajemniam uścisk.

Idziemy do kuchni i robię nam herbatę. Nie mogę opuścić z niej wzroku. Nadal nie ma włosów, ale wygląda milion razy lepiej, tylko pachnie chemią.

Klepie mnie w tyłek a ja podskakuje i wybuchamy śmiechem.

- Ale z ciebie laska. - mówi z komwbojskim akcentem.

- Za gruba. - śmieje się na cały głos.

- Ej. - mówi poważnie. - Bez takich!

Ponownie wybuchamy śmiechem i siadamy na kanapie.

- Wyjaśnij mi to wszystko. - wzdycham. - Jak to nie mogliście mnie znaleźć? Przecież cały czas byłam w szpitalu.

- Co?! - łapie się za czapkę. - Jak to w szpitalu? W tym szpitalu?!

- Tak.

- Max, obdzwonił wszystkie szpitale w kraju.

- Jak to? Wszystkie...?

- Tak, ale wszędzie mówili że cię tam nie ma. Gdy był tu w domu, budynek był pusty. Ale gdy usłyszał o tobie w radiu... szukał lecz nie znalazł.

- Kwarantana. - szepcze pod nosem i już rozumiem wszystko. Katy chyba także.

- Idź do niego jutro. - mówi i podaje mi karteczkę. - To jego adres.

- Myślisz że będzie chciał ze mną rozmawiać?

- On tak. Będzie zachwycony. - mówi i bierze łyk herbaty. - Ale to ty najpierw zadaj sobie pytanie czy chciałabyś z nim rozmawiać...

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz