Rozdział 35

1.3K 127 4
                                    

Obudziłam się w korytarzu, na jego rękach. Posłałam mu uśmiech a on go odwzajemnił. Jeszcze nigdy tak mocno nie pragnęłam zasnąć w łóżku i po prostu odpocząc.

- Kolorowych snów. - mówi, całuje mnie w czoło i przykrywa koudrą.

Nie wiem dlaczego jestem tak bardzo zmęczona, ale najchętniej to spałabym do jutrzejszego południa a nawet wieczora.

- Max nie żyje. - oznajmia Katy a zaraz po tym rozpływa się w kałuże wraz ze łzami.

Biegnę w strone oddziału i nie zauważam Maxa. Ale... to niemożliwe, jeszcze wczoraj mówił mi o tym jak beznadziejnie jest umrzeć bez przeżycia miłości. On nie miał tak umrzeć!! Nieeee!! Klękam a ból rozpiera mnie tak mocno że nie mogę oddychać...
Budzę się na oddziale . Jest tu jedynie moje łóżko. Po chwili czarnoskóra pielęgniarka wchodzi na oddział.

- Gdzie wszyscy?! - pytam a raczej krzyczę.

- Umarli.

Staje w oknie przygotowując się do skoku. Czarnoskóra mnie nie powstrzymuje. Więc skacze...

To tylko sen. Budzę się a na łóżkach zauważam trupy. Zaczyam krzyczeć...

Budzę się biorąc głęboki wdech i wytrzeszczając oczy. Patrzę na Katy rozmawiającą z Jackiem. Ten widok mnie uspakaja.

Kiedy Eliot zauważa że się obudziłam podbiega do mnie i wszyscy się zrywają. Nie ma Maxa.

Zauważam ogromny przedmiot obok mnie.

- Gdzie Max?? - pytam lecz nie otrzymuje odpowiedzi. Więc robię to pięć razy głośniej. - Gdzie jest Max?!

- Nie wiem. - mówi cicho.

- Ty idioto, mięliście się nim zaopiekować... zawarliśmy umowę!! - krzyczę.

- On po prostu nie jest teraz z nami... - tłumaczy Katy.

- Gdzie... - mówię zarchrypnięta a przed oczyma robi mi się ciemno. - Gdzie jest Max...??

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz