Rozdział 20

1.4K 141 1
                                    

24 grudnia 2015

- Nina Morgan ?? - zaczepia mnie jedna z doktorek.

- Tak. - odpowiadam niepewnie.

- Max Carter chciał cię widzieć. - uśmiecha się kobieta.

Dopiero po drodze zdaję sobię sprawę z tego, że Max nadal jest z nami na tym świecie. Ponownie wygrał... to niesamowite.

Zerkam zza drzwi i widzę jak siedzi na wózku inwalidzkim przy oknie. Kobieta zostawia nas samych.

- Boże. - mówię półgłosem. - Max, ty żyjesz...!!!

Biegnę w jego stronę i schylam się aby go przytulić. Z mojego oka wypływa maleńka łza, którą Max od razu wyciera.

- Obiecałem wam. - uśmiecha się.

- Wesołych Świąt. - mówię przysuwając do jiego krzesło na którym usiadam.

- Co się wtedy stało ?? - pytam.

- Śmierć po mnie przyszła. Ale wygrałem tą wojne... przynajmniej narazie.

- A kiedy wracasz na ósmy oddział ??

- Jak jutrzejsze badania wyniosą conajmniej 50%, to jutro wieczorem będę z wami...

- Super. - wzdycham ze szczęścia.

Kiedy wymieniam z nim spojrzenia, za każdym razem omało co się nie wzruszam. Biorę w objęcia jego zimną dłoń spoczywającą na jego kolanie.

- Widziałam twój szkicownik. - oznajmiam. - Masz talent. Pewnie chciałbyś zostać w przyszłosci malarzem...

- Zgadłaś. - uśmiecha się.

Rozmawiamy jeszcze grybe parę godzin. Nasza relacja jest naprawdę bardzo silna. To wręcz niedorzeczne że... poznaliśmy się na szpitalnym korytarzu i rozpoznał moją chorobę od tak, już po pierwszych słowach, staliśmy się przyjaciółmi...

Kiedy pora na mnie, żegnam się z Maxem i idę do swojego oddziału. Lecz zatrzymuje się tuż przed nim zauważając smutnego Jacka.

- Coś się stało ?? - pytam próbując nawiązać z nim kontakt wzrokowy.

- Tak... - mówi cicho. - Eliot pocałował Katy.

- Jak to ?! - dziwię się.

- Spotkali się pod jemiołą. - wzdycha ciężko.

- Ona jest chyba dla ciebie kimś więcej... - wzdycham. - A Eliot ma dziewczynę.

- Jeśli jej tu nie ma... to on jest nieograniczony. - mówi cicho. - A Katy... i tak nie zwróci na mnie uwagi... ale możesz mi pomóc.

- Okey. Ale jak ??

- Pocałuj mnie na pokaz pod jemiołą. Jeśli będzie zazdrosna to znaczy że mam szanse... a jeśli nie... to koniec.

- Policzek narazie wystarczy. - śmieję się.

- Okey... - prycha.

Kiedy podchodzimy pod jemiołę, zauważamy Katy i Eliota, rozmawiających na jedym z łóżek. Jack zamiera.

- Cholera... - mów i ucieka na ostatnie piętro. Przez całą drogę biegnę za nim a kiedy on ucieka za bramy szpitala... mam w głowie mętlik... biec ??

- Jack !! - krzyczę podbiegając do wewnętrznej strony bramy. - A co jeśli ich plan był taki jak nasz...??

Jack zatrzymuje się i spogląda na mnie. Ja jedynie unoszę brwi. Czy mogę przewidzieć jego kolejny ruch ??

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz