Rozdział 87

1K 110 10
                                    

Po kilku godzinach, okazuje się że Max ma bardzo rzadką grupę krwi. Niestety, nikt z rodziny prócz świętej pamięci jego ciotka nie miał takiej krwi.

- Mamy dawcę. - wchodzi uradowany lekarz a wszyscy natychmiast stawiają się do pionu. - Issabel Kennedy.

- Kto? - dziwi się matka Maxa.

- To nowe imię i nazwisko waszej starej doktorki. - tłumaczy. - Ona, sama chciała go oddać.

- Nie. - mówi oburzona kobieta i opiera się o ścianę. - Mój syn nie dostanie organu od jakiejś psychopatki! Chyba Pan kpi!

- Płuco ma idealne proporcje. Nie znajdziemy dla niego takiego drugiego, a poza tym organ nie wpłynie na jego psychikę, a kobieta leczy się ze skutkami. I żałuje swoich czynów. Ona chce mu tylko pomóc.

- No nie wiem... - wzdycha.

- Woli Pani aby Pani syn zmarł?

Kobieta wymienia spojrzenia ze swoim synem. On kręci niepewnie głową i marszczy czoło.

- Od zawsze wiedziałem że odbiegam od ideału twojego dziecka. - mówi Max. - Ale, jesteś bezczelna, dając mi to do zrozumienia.

- Max, to nie tak. - mówi cicho lecz wyraźnie.

- Nie tłumacz się. - warczy. - Mogę umrzeć bez tego płuca, ale tobie to wszystko jedno masz jeszcze gromadkę idealnych dzieci. Sytuacja mówi sama za siebie.

- Max. - wzdycha.

- Może, jestem adoptowany, czy podrzucony? - pyta oburzony.

- Przestań. - warczy. - Bierzemy płuco.

- Niech Pan jej odemnie podziękuje. - wzdycham a Max potakuje.

Kobieta odchodzi z lekarzem podpisać papiery, w końcu Max jeszcze nie ma osiemnastu lat.

- Mam dla ciebie niespodzianke. - mówi Max a ja z uśmiechem rozglądam się dopóki mój wzrok nie utknie na jego osobie. - Przeprowadzam się do twojej miejscowości.

Kładę dłonie na ustach, chowając je jak i nos a w oczach stają mi łzy wzruszenia. Podbiegam do niego i przytulam z całej siły.

- Jak?! - śmieje się Katy a ja spoglądam na nią marszcząc cała twarz. - To była moja niespodzianka!

Wytrzeszczam oczy i ze szczęścia zaczynam płakac, po czym odzywa się Jack.

- Ja też. Ktoś musi cię pilować.

- Zapomnieliście o mnie. - wtrąca się Eluot i unosi rękę.

- Jak? - pytam z uśmiechem i łzami na policzkach.

- Molly, zaczyna od nowa, i zabiera mnie ze sobą. - mówi Max.

- Tata dostał zlecenie w tym mieście. - mówi Eliot.

- Zostałam zaadoptowana przez kobietę z twojej miejscowości. - szepcze Katy z uśmiechem, ach tak, przecież była sierotą.

- Ja, chciałem być blisko was. - śmieje się Jack. - Zgodzili się.

- Ludzie, ale... - wzdycham. - To wszystko to zbieg okoliczności, a poza tym nie musieliście.

- Nina, nic nie dzieje się bez przyczyny. - mówi Katy.

- W naszym przypadku to przeznaczenie. - uśmiecha się Max.

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz