Rozdział 88

1.1K 109 13
                                    

Operacja już za kilka godzin. Serce zaraz roztarga mi pierś. Utopie się we własnym pocie z rąk. Dostałam jeszcze czegoś w stylu ADHD. Chodzę od okna do drzwi, odbijam się od drzwi i lecę do okna, tak od rana.

- Nina. - mówi Max łapiąc się za głowę. - Nie miotaj się tak bo już mi się kręci w głowie przez ciebie.

- To nie patrz. - prycham i odpycham się od drzwi.

- Nie wiem czy zdołam. - mówi uśmiechając się a ja siadam obok jego nóg na łóżku.

- Przepraszam. - opuszczam ramiona. - Ja, po prostu się denerwuje.

Uśmiecha się i kiwa głową, a ja opuszczam głowę i niespokojnie bawię się gumką do włosów na moim nadgarstku. Jednak kiedy zaczynam za agresywnie w nią uderzać Max zrywa się i mi ją odbiera. Wywracam oczami i zaczynam tupać nogami.
Poszłabym gdzieś na korytarz z Maxem, wypłakalibyśmy się, pożegnali, ale cóż, ma leżeć.

- Masz gorsze ataki niż Eliot. - śmieje się Katy. - Spokojnie, ta operacja musi się udać.

Okazuje się, że operacja odbędzie się grubo po zmroku. A kiedy zapada ciemność, strach zalewa mnie całą. Teraz sytuacja jest odwrotna. Leżę i nie wstaję. Nie odzywam się... nic. Po prostu nic.

Kiedy wychylam głowę zza koca, by upewnić się że on nadal tam jest, zaczyna dzwonić mi telefon, który natychmiast odbieram. Nie zdążyłam nawet dostrzec numeru.

- Halo? - zaczynam.

- Nie denerwuj się tak. - mówi kobiecy, łagodny głos. Znam go ale nie dam rady go rozpoznać.

- Kto mówi?

Rozpoznaje głos. To mama. Ale chwila, ona przecież... ach, tak. To tylko złudzejie albo zaraz obudzę się.

- Tu, twoja ciocia. - mówi całkiem innym tonem. Jestem pewna że jeszcze przed chwilą słyszałam głos mamy. Był taki płynny i spokojny. - Nie mogę przyjechać, bo jadę na delegację, chciałabym być teraz z tobą.

Wypuszczam łzę. Na myśl że być może slyszałam mamę.

- Uważaj na drodze. - ostrzegam drżącym głosem. - Jest ślisko.

- Spokojnie, kruszynko. - mówi równie poddenerwowana.

- Gdzie zostawiłaś Mię?

- U mojej zaufanej przyjaciółki, możesz być spokojna.

- Mamo... - załamuje głos. - Oh, przepraszam. Zapomniałam...

- Mów tak do mnie. - mówi. - Tak będzie najlepiej.

- Trzymaj się, mamo.

- Do zobaczenia, córeczko.

Widzę czerwoną słuchawkę po czym przyciskam komórkę do piersi i ocieram łzę.

- Z kim rozmawiałaś? - pyta Katy unosząc prawą brew.

- Z mamą. - drżę.

- O czym ty mówisz?

- Ciocia, zastąpiła mi mamę.

W tym samym momencie na salę wbiega ekipa lekarzy która wywozi Maxa z oddziału. To było tak ekspresowe i gwałtone, że nie zdążyłam nic powiedzieć.

Spotykamy się spojrzeniami z Katy a nasze oczy zachodzą łzami. Siadam na podłodze gdzie jeszcze minutę temu stało łóżko Maxa. Katy siada obok mnie a na przeciw, chłopaki.

- Pomódlmy się za niego. - proponuje Katy. - Przyda mu się obecność siły wyższej.

Modlitwa jest dosyć długa. Czytamy wszystkie istniejące modlitwy o powrót do zdrowia, czuwanie, wytrwałość i siły. Trwa to godzinę po czym Eliot jak i Jack kładą się spać. Ja i Katy siadamy na parapecie i podziwiamy gwiazdy.

- Czasami, mam wrażenie że nikt na świecie nie znajduje się w takiej sytuacji jak my. - szepcze Katy. - Najpierw całe życie żyjemy w kłamstwie. Potem odchodzą nam rodzice. Zakochujemy się w śertelnie chorych ludziach. Tracimy masę ważnych rzeczy i ludzi. Umieramy jednak potem wracamy do świata żywych. Inni umierają. Ciągły stres i strach przed tym, że zaśniesz, nie budząc się już nigdy więcej...

- Nie wiem czym zawiniliśmy. - opuszczam głowę.

- Byliśmy widocznie za idealni. - mówi opierając głowę o szybę i uśmiechając się szeroko w moją stronę. - Byliśmy tak dobrzy, że wszyscy święci zazdrościli nam w niebie. - poprawia czapkę.

- Porozmawiajmy raz o przyszłości.

- A więc, kim chcesz zostać? - pyta a ja wzruszam ramionami i zerkam na nią. - Nie wiesz? - pyta a ja kręce głową. - Chodź ze mną do szkoły aktorskiej.

- Dobry pomysł. - uśmiecham się i naciągam sweterek na dłonie. - Jak twoje uczucia?

- Moje uczucia? - pyta marszcząc brwi a gdy wskazuje głową na Eliota, ona zaczyna wszystko rozumieć. - Ach, pomyłka. Wtedy działo się ZA dużo. To tylko stres i presja.

- Rozumiem. - unoszę lewy kącik ust i przypominam sobie o czymś. - Ostatnio, dowiedziałam się że mam zaawansowaną anoreksję.

- Zaawansowaną? Czyli...?

- Procenty nic nie świadczą. - oczy powoli zachodzą mi łzami. - Nadal jestem chora, i będe przez średnio 5-6 lat. Normalne anorektyczki nie przebywają w takich szpitalach, a niektóre w ogóle. Ale, ja jestem zniszczona fizycznie jak i psychicznie. - ocieram łzy. - To, będą brutalne lata. Będzie mi źle, będę cierpieć. Ale będziesz przy mnie, prawda?

- Co za głupie pytanie. - także zbiera jej się na płacz. - Tak.

- Nawet gdy Max odejdzie?

- Zawsze. - przyciska mnie do siebie i zaczynamy płakać. - Aż do mojej usranej śmierci...

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz