Rozdział 61

1.1K 119 7
                                    

Nie musimy budzić się jak wszyscy. Nie mamy kontroli, bo jest nam nie potrzebna.

- Mam pomysł by przywrócić Maxa. Tego którego kochasz. - mówi Eliot a ja momentalnie się budzę.

- Jaki?? - pytam zaspanym głosem.

- Udawajmy ten związek. - proponuje. - Jeśli w to uwieży to znaczy że jest skazany na stracenie a jeśli nie uwieży, to oznaka że nadal cię kocha na tyle że wie że nigdy byś go nie zraniła.

- Zrobisz to dla mnie?? - uśmiecham się.

- Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i do dodatku zemszczę się na Zoe. - unosi brwi.
Wychodzimy na korytarz i tuż przed oknem wewnętrznym widzę Maxa. Kładę dłonie Eliota na mojej talii i zaczynam go całować.

Kątem oka obserwuje Maxa i widzę jego wściekłość. Odrywam się od ust Eliota.

- Nie dam rady. - szepcze. - Nie przed Maxem. Przed Zoe. Ale nie przed nim.

- Rozumiem. - uśmiecha się.

Kiedy widzę Maxa, nie dam rady być z inym człowiekiem. Pragnę tylko jego. Nikogo innego. Mimo tego że on mnie już nie kocha... ale gdzieś w środku, w sercu, wie że nie potrafimy bez siebie żyć.

Spoglądam na niego i widzę innego człowieka. Niby taki sam. Ale inny.

Zauważam Zoe. Ona zaczyna mnie denerwować. Do dodatku posyła mi uśmiech. Idzie na swoich czerwonych szpilkach i w krótkiej, zielonej sukience.

Odsuwam się bym zniknęła z pola widzenia Maxa i znowu zaczynam całować Eliota.

Tupot szpilek ustaje. A ja czuje jej perfumy.

- Eliot?! - mówi nerwowo.

- O, Zoe. - uśmiecha się w jej stronę. - Ty pewnie do Maxa...

- Tak. - mówi poprawiając swoje długie włosy. - Nina. Ten tu osobnik rzuci cię prędzej czy później.

- To że rzucił ciebie. Nie znaczy że rzuci mnie. - prycham.

Dziewczyna łapie mnie za łokieć i wlecze aż pod wielkie okno na końcu korytarza.

- Kochasz go?? - pytam. Ona nie odpowiada. - Kochasz Maxa?!

- Nie. - prycha. - Matka kazała mi z nim być, bo jego rodzice są nadziani.

- To ty zepchnęłaś go z okna?? - patrzy na mnie jakby o niczym nie wiedziała, a dopiero potem zauważam że ona naprawdę o niczym nie wie. - Boże, ty o niczym nie wiesz...

Tłumaczę jej wszystko a ona jest w kompletnym szoku. Wchodzi razem ze mną na oddział numer osiem i stajemy przed łóżkiem Maxa.

- Max. - zaczyna. - Nigdy nie byliśmy razem. I wiem że ani ty ani ja nie czujemy do siebie nic mocnego.

- Ale... - jąka się. - Twoja...mama...

- To przebżydła suka która nienawidzi was wszystkich. - przerywa mu. - Zabiła każdego, kto nie przypadł jej do gustu... a ty idioto, kochasz ją. - wskazuje na mnie. - Nigdy cię nie zostawiła, nigdy nie zraniła, zawsze rozumiała. Nigdy ci jej nie zastąpię.

- Nina... - próbuje sobie coś przypomnieć i przygląda mi się uważnie.

Wołam go na miejsce gdzie spotkaliśmy się po raz pierwszy. Siadamy w takim samym ułożeniu...

- Ten zapach panuje tu od lat. - próbuje się uśmiechnąć. - Ja jestem Nina.

Podajemy sobie dłonie.

- Jestem Max. - przedstawia się jak kiedyś. - Nie bój się mnie, nie choruję na Ebole.

Uśmiecham się w jego stronę i rzucamy się na siebie z uściskami. Zaczynam płakać ze szczęścia. A on uspakaja mnie pocałnkiem.

- Nina... - szepcze mi do ucha. - Jak mogłem zapomnieć...

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz