Życie to proces umierania. Widać to na przykładzie Eliota. Urodził się by umrzeć. W sumie, to każdy tak ma. Ja kiedyś umrę, Katy... wszyscy. Więc, ma to znaczenie czy zginę teraz czy za pięćdziesiąt lat?
Wracam do sali i patrzę prosto w oczy Santany, matki Eliota, i podaję jej kartkę.
- Testament Eliota. - wzdycham.
Wyrywa mi dokument z ręki i czyta w myślach.
- Nie ma tam Pani. - warczę. - Nie ma tam też Pani męża. Jest tam Jack McCandy, Katherine Gelb, Max Carter i ja, Nina Morgan.
Biorę jej kartkę.
- Widziałaś się z nim? - pyta oszołomiona a ja kiwam głową. - Co mówił?
- Standard. - wzruszam ramionami. - Rozmawialiśmy o śmierci. Ale Pani tego NIGDY nie zrozumie.
Kobieta z opuszczoną głową, wychodzi. A ja spoglądam na Katy która w swych dłoniach trzyma kosmyk włosów.
- Jak się czuje? - pyta Max ale ja jedynie wzruszam ramionami. - Nie oddalaj się. Ja też cię potrzebuje.
Siadam na skraju jego łóżka i myślę, co się ze mną ostatnio dzieje? Chyba za bardzo skupiam uwagę na Eliocie.
- Wiem.
Splatamy nasze palce, lecz gdy w drzwiach staje William, od razu zamieram. Max zrywa się i zasłania mnie swoim ciałem.
- Nie waż się jej dotknąć. - wrczy mój chłopak.
Jednak on podchodzi do nas wyluzowany jak nigdy. Jego uśmiech mnie przeraża. Łapie Maxa w pasie.
- Nic jej nie zrobie.
- Nie wierzę ci.
Ojciec uderza Maxa, lecz on kopie go prosto w brzuch powalając na ziemię.
- Weź się w garść, William. - warczy. - Jack! Wołaj pielęgniarki.
Jack od razu rusza w stronę drzwi a William podnosi się z trudem.
- Po co tu przyszedłeś? - pytam wychylając głowę za ramion Maxa.
- Żeby, się pożegnać. - prycha. - Wracam do San Francisco, i ty jedziesz ze mną.
- Nie. - krzyczę. - Przeliterować?
- Nie? To nie.
Zaciągam koszulkę Maxa i przykłdam głowę do jego pleców po czym widzę jak z sali wychodzi William, jednak po chwili wraca z zastrzykiem.
- Jesteś mi potrzebna. - mówi mój tak zwany ojciec.
- Do czego? - pyta Katy.
- Sprzedam cię jakimś cyganom za grube pieniądze!
Zaczynam krzyczeć, lecz on jedynie unosi brwi. Drżę jak opętana. To strach. A jednak znam jego smak.
- Nie? To nie. - mówi spokojnie. - Wezmę twoją przyjaciółeczkę.
- Po moim trupie! - krzyczę.
- Masz rację, łyse źle zchodzą.
Nagle na oddział wpadają policjanci i biorą Williama. Od razu wpadam w ramiona Maxa i na razie nie mam zamiaru go puszczać.
Do sali wchodzi pielęgniarka, ma opuszczoną głowę i markotną minę. Trzyma w ręku kartkę i długopis.
- Gdzie mama Eliota?
- A coś się stało? - pytam.
- Eliot, doznał kolejnego ataku, tym razem, dławił się własnym językiem.
CZYTASZ
Perfekcja?
Teen FictionOpowiadanie o piątce przyjaciół chorych na śmiertelne choroby. Miłość w szpitalnych murach. Śmierć w życiu młodzieży. Dzieci które są w stanie zrozumieć wszystko... zapraszam i dziękuję ~ JJLucienne <3