Rozdział 76

1.1K 109 4
                                    

Tak jak myślałam, spadam do wody, głębokiej wody. Jest tak zimna jak podczas zatopienia się titanica. Max biegnie do mnie nie zważając na niebezpieczeństwo. Dobrze wiem że ani ja, ani on, nie potrafimy pływać, ale Beth także z pewnością była tego przekonana.
Max wyciąga mnie na lód, lecz po chwili kawałek pod nim się załamuje, łapie go lecz nie mam siły wyciągnąć.
Widzę jego siwe usta, które drżą z zimna.
Ten moment, przypomina mi scenę z Titanica. Kiedy Jack, tonie a Rose nie może nic poradzić. Lecz czasami, oglądając to, pomyślałam że to jedynie za sprawą jej wygód. Dlaczego się nie podzieliła? Ja tego nie zrobie.
Wyciągam rękę ku mojej miłosci i nagle przybywa mi sił. To z pewnością dla niego, wyciagam go i z trudem wypełzamy na brzeg. On chcę dać mi, jego kurtkę lecz ja go powstrzymuje i pośpiesznie ruszamy do domu.

Kiedy ciocia nas widzi, od razu rzuca nam stos kocówi daje nowe ubrania.

Siedzimy w salonie i oglądamy co leci w telewizji. W tym momencie jest to znana wszystkim komedia Norbit. W pewnych momentach, mimo głupkowatych tekstów bohaterów wybuchamy śmiechem.

Kładę głowę na jego ramieniu a on bojemuje mnie ręką.

- Beth, jest podła. - śmieje się Max a ja unoszę głowę. - Gdybym dostał jeden nabój i pistolet, musiałbym wybrać, zabić Beth albo zabić Hitlera... zabiłbym Beth...

- Dlaczego?

- Bo morduje cały mój świat.

- Jak to? A nie czasem Hitler...

- Ty jesteś całym moim światem, Nina.

Patrzę w jego kryształowe, na jego widok za każdym razem się rozpływam. Uśmiecham się w jego stronę a on zbliża się powoli, delikatnie dotyka mojego policzka, najpierw, składa pocałunek na moim nosie, ale potem, przenosi się na usta.

- Ładne perfumy. - mówi cicho.

- To zapach glonów. - prycham ze śmiechu i podziwiam jego twarz.

Później wybieramy się na pogrzeb, jest jak każdy. Mimo wylanych łez, szybko wracamy do domu, zgodnie z jej prośbą chcę jak najszybciej zapomnieć o jej śmierci.

W następny dzień, wracamy. W końcu, badania muszą się odbyć.
Kiedy wchodzę na oddział, od razu w oczy rzuca mi się postać mojej najlepszej przyjaciółki. Zakrywa twarz, a z jej włosów zostały rzadkie kosmyki włosów.
Ale, chwilę potem je opuszcza, zerka na mnie poczerwienionymi oczyma, ale mimo to się uśmiecha.

Max siada obok Jacka i Eliota na korytarzu, muszą porozmawiać, tak jak my.

- Przykro mi Katy. - wzdycham.

- Mi też. - mówi. - Słyszałam o twojej znajomej.

- A, spoko. - uspakajam ją. - Nic poważnego.

Siadam obok niej i czuje woń chemii. Leki, prochy, a te jej oczy, spalona waga, blada i chuda twarz. Ale włosy. To porażka.

Od zapachu, odruchowo krzywię twarz.

- Wiem. - mówi z uśmieszkiem i unosi ramiona. - Białaczka.

Patrzy na Jacka, a ja spoglądam na Maxa. Są tacy... szczęśliwi.

- Już nie myśle o śmierci, przynajmniej o swojej, ale rozmyślam o przyszłości, co będzie kiedy wrócimy do normalności?

- Katy. - wzdycham.

- Mam wrażenie, że czasami lepiej umrzeć tu z godnością i w gronie najlepszych przyjaciół niż... potem.

Po chwili wywraca oczyma i pada na łóżko, pierw miałam wrażenie że ma zawał ale potem zaczynam się śmiać.

- Co ja brałam?! - krzyczy jakby urwała się z psychatryka.

- Chyba nie chce wiedzieć.

- Kocham cię, siostro...

- Ja ciebie też. - uśmiecham się.

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz