Rozdział 47

1.2K 121 3
                                    

Wybiegłam z sali, zapłakana i półprzytomna. Oparłam rozpalone czoło o chłodną ścianę i płakałam.

Max złapał mnie za ramiona i obrócił w swoją stronę. Nie potrafię spojrzeć mu w oczy.

- Powiedz że przeżyjesz. - szlocham. - Obiecaj...

On jednak nie odpowiada i woem co jest grane. On wie... ma pewność że umrze.

Składa na moim czole czuły pocałunek. Jednak podchodzi do nie gh o wczesniej widziana przezemnie grupka. Chłopak w czarnej bluzie łapie Maxa. Po czym spogląda na moją mizerną twarz.

- Walcz. - mówi chłopak a reszta kiwa twierdzonco głowami. - Nie dla nas. Ale dla nich. Dla niej. Oni są coś warci.

- To nie musiało się tak skończyć.- prycham a on posyła mi zadumane spojrzenie.

- Wiem. - mówi cicho. - Przepraszamy że go stracisz.

Chłopak podaje ręke Maxowi a on odwzajemnia uściskiem.

- Pamiętaj, nigdy nie jest za późno na walkę. A zwłaszcza dla takich ludzi. - mówi poważnie jednak potem posyła mu uśmiech.

Odchodzą. A zaraz za nimi podchodzą nasi przyjaciele.

Katy rzuca się na szyję Maxowi i zapłakana nie jest w stanie nic powiedzieć. Lecz, to widok chłopców rozbraja mnie umysłowo. Płaczą. Wszyscy. Nawet ci którzy przechodzą obok. Nauczyciele. Uczniowie. Jack. Eliot. Katy. Ja... Max wybucha i zamyka mnie w szczelnym uścisku szlochając mi do ucha.

- Kocham cię. - mówi. - Będę walczył, dla ciebie.

- Ja ciebie też. - szepcze. - Będę mogła się zabić gdy umrzesz??

- Nie. - mówi stanowczo. - Nie...

- Nie zostawiaj mnie. - ból ściska mi gardło i jedyne co robię, to płaczę.

Dwa dni u Maxa, dwa u Eliota, dwa u Jacka i dwa u Katy. I w końcu jeden dzień u mnie. Odmówiłam wizyty w mojej rodzinie...

Kiedy przechodziliśmy przez jeden z korytarzy, napadły nas trzy dziewczyny.

- Max, słuszałysmy o twojej chorobie. - zaczyna jedna. - Przykro nam...

Ruda staje tuż obok niego a on szybko obejmuje mnie ręką. Jednak rudowłosa tego nie zauważa.

- Może wyjdziemy na papierosa jak za dawnych lat??- pyta dziewczyna.

Katy wytrzeszcza oczy i podchodzi do dziewczyny.

- Laska. - mówi zadziornie. - Ty jesteś chyba upośledzona psychicznie, fizycznie i jak kolwiek się da!!

- Co?! - pyta wymachując ręką.

- On ma raka!! - wtrącam się.

- I co w związku z tym?! - pyta zarzucając włosami.

- Kobieto. - wtrąca się Jack. - On przez to umiera.

- To zapalić nie może?! - pyta wstrząśnięta.

- Nie może. - prycham.

Dziewczyna piorunuje mnie wzrokiem i zaczyna się śmiać.

- A ty to kto?! - pyta wskazując na mnie.

- Moja przyszła żona i matka moich dzieci. - uśmiecha się Max.
- Proszę cię. - wywraca oczyma. - Zdechnie z głodu!!

- Nie. - mówi wkurzony Max. - A ty jesteś ostatnią osobą z którą bym wyszedł gdzieś bez ochrony policji.

- Sugerujesz mi coś??

- Tak. - mówi Eliot. - Jesteś tępą tapetą, której matka uciekła z psychatryka.

Nagle podchodzi do nas grupka od Maxa i uśmiechają się w stronę Eliota.

- Wreszcie ktoś jej to powiedział.- usmiecha sie jeden.

- Znaleźli się herosi. - prycha rudowłosa. - Mądrala, Tytoń, Laluś, Łysa i deska !!

Odchodzi. Jednak Katy nie może się powstrzymać i krzyczy:

- Dziwka !!

Wszyscy, razem z paczką Maxa śmejemy się z dziewczyny. Max, uśmiecha się. Przez co wszyscy są weseli.

Jednak stres mnie zżera. Niebawem poznam rodziców Maxa...

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz