Rozdział 10

1.9K 182 1
                                    

14 grudnia 2015

W ostatnich tygodniach, między nami wszystkimi zakwitła przyjaźń.

Eliot, jest tu nadal z nami. Nadal czeka na wyniki badań...

Jack, żyje. Bardzo się z tego cieszę iż zauważyłam że chyba bardzo spodobała mu się Katy i do dodatku mam wrażenie że to działa w dwie strony...

Max, zawsze wesoły i pomysłowy, żyje. To mój najlepszy przyjaciel, tuż po Katy.

Katy, bardzo to wszystko przeżywa. Ostatnio znalazła swój złoty włos na poduszce, co troche ją przeraziło. Mimo to pomagamy jej non stop, zwłaszcza psychicznie. Czasami, miewa koszmary i wtedy śpię razem z nią. Mówi że czuje się bezpieczniej.

Max, wbiega do naszego oddziału z małym pudełeczkiem.

Było białe z czerwoną kokardką na czubku. Niósł ją w obu dłoniach. Wszyscy momentalnie do niego podchodzą.

- To prezent od doktorki Michele.- usmiecha się. - Leczy nas wszystkich...

Max twiera w pudełeczku karteczkę. Jest tam napisane iż wszyscy spędzimy tu święta i sylwestra. Pod karteczką znajduje się pięć naklejek w postaci motylków. Każdy jest uosobieniem nas samych.

Złoty, należy do Katy. Jest jak jej włosy. Nie mamy wątpiwości i co do drugiego motylka. Kiedy odwróci się go do góry nogami, przypomina płóca okrążone tytoniem, jest Maxa. Trzeci, jest krystalicznie zielony, jak wielkie oczy Jacka. Czwarty jest Eliota, czerwony jak rak. W środu umieszczony jeszcze mniejszy czyli rak...dziedziczny. Wyniki badań się potwierdziły. Jednak Eliot zachował uśmiech na twarzy mówiąc Wiedziałem.
Ostatni jest mój. Wszystkie kończyny motylka to kości jednak wypełniony jest kolorowymi wzorkami.

- Gdzie to nalepimy ?? - pyta Jack.

Max podchodzi do ogromnego okna na prawie całą ścianę i na środku przykleja swojego motylka. My robimy to samo.

Oddalamy się by zobaczyć nasze dzieło. Jest piękne. Ma w sobie tyle uczuć...

- Chyba nas zabiją. - śmieję się.

- W końcu jesteśmy umierający, powinni nam odpuścić. - mówi pogodnie Katy. - Wszyscy.

Patrzy na swoje kolorowe papcie i zaczyna dyskretnie płakać. Po chwili ucieka z oddziału. Biegnę prosto za nią. Chwytam ją za rękę a ona patrzy mi w oczy.

- Dlaczego ja ?? - pyta szlochając. Jej oczy są wręcz czerwone i opuchnięte. - Jest tyle ludzi na świecie. Więc... czym zawiniłam?

- Katy, niczym. - mówię ze łzami w oczach. - Nic nie jest sprawiedliwe.

- Rozumiesz słowo białaczka ?? - pyta. - To niebezpieczne.

- Obiecaliśmy coś Maxowi. - szlocham. - Może i mało osób wygrywa walkę z jego chorobą, ale mimo to, wierzę że on jest w stanie to zrobić...wygrać. Katy, walczymy, wszyscy do końca.

- Myślisz że mogę przeżyć ??

- Tak.

Wpada mi w ramiona i przytulamy się z całych sił. Mam wrażenie że Eliot, czuje się tak samo, tylko, chce być twardy i nie mówi o tym otwarcie.

Perfekcja?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz