Kobieta, zdejmuje pudrowo różową kurtkę i siada na krześle obok łóżka jej syna.
Ma ciemne, kręcone włosy które można by uznać za afro. Czerwona szminka przykuwa moją uwagę, tak samo jak fakt że ma na sobie kilo tapety.
Jest szczupła i mniej więcej mojego wzrostu, jednak czarne szpilki na platformie dodają jej centymetrów.- Wie Pani, na co choruje Pani syn? - pyta Max, wracając do siebie.
- Rak. Ale jeszcze nie wiadomo, prawda?
Opuszczam głowę i wywracam oczyma. To jego matka a nie wie nawet o podstawowych rezczach.
- Nie. - mówię drżącym głosem. - Jest Pani gotowa na poznanie prawdy?
- Naturalnie!
- Eliot. - spoglądam jej w oczy. - Ma padaczkę. Kilka godzin temu dostał pierwszego ataku. Ale to nie to jest najsmutniejsze. Lecz to że państwa nigdy przy nim nie było. - zaczynam płakać.
- Jakoś nie widzę tu twojej.
- Moja mama nie żyje. - szlocham.
Wstaję z łóżka i wychodzę trzaskając drzwiami. Siadam na pierwszym lepszym krześle.
Nienawidzę gdy ktoś obraża mnie lub wspomina o mojej mamie. A zwłaszcza tak beznadziejna matka jak ona...- Nina? - pyta pielęgniarka. - Co się stało?
- NIE, nic. - prycham i ocieram łzy. - Tęsknie za mamą.
- Pocieszę cię. - mówi unosząc jeden kącik ust. - Właśnie po ciebie szłam. Eliot chcę się z tobą widzieć.
- Ze mną?
- Tak.
Idziemy na odległy oddział, gdzie widzę samych starych i śmiertelnie chorych ludzi. W sali 127 leży Eliot.
Wpadam do pomieszczenia i siadam na taborecie obok jego łóżka. Kiedy widzę jak otwiera oczy, dosłownie się wzruszam.- Cześć. - mówi cicho, lekko zachrypniętym głosem. - Wiesz że...
- Wiem. - przerywam mu. - Nie wiesz jak bardzo mi przykro.
- Spodziewam się. - mówi z uśmiechem.
- Przyszła twoja mama.
- Jakoś, nie mam ochoty z nią gadać. - wywraca oczami. - Wolę ciebie.
Łapie jego ręce i uśmiecham się. Pewnie na moich policzkach rozpromieniały rumieńce.
- Mogłabyś coś dla mnie zrobić?
- Pewnie. - ocieram łzy.
- Pomożesz mi napisać testament.
- Ty też?- ponownie zaczynam płakać. - Teraz, dopiero czuję ten ból w sobie. Teraz, gdy patrzę na ciebie... - zaciskam wargi, lecz po chwili nie wytrzymuje. - Teraz, zdaję sobie sprawę że siedze obok najdzielniejszej osoby, jaką znam. - nie potrafię zapanować nad łzami. - Patrz ile lat wytrzymałeś. Patrz, żyłeś z tym i mimo to, uśmiechałeś się. Umierałeś od twoich narodzin, ale uśmiechałeś się, bawiłeś, kochałeś...
Patrzę na niego jak płacze i ocieram jego łzy, a potem kładę głowę na łóżku obok jego brzucha.
- Nigdy nie pogodzę się z tym, że umrzesz. - szlocham. A mój głos drży. - Nigdy o tobie nie zapomnę...
CZYTASZ
Perfekcja?
Teen FictionOpowiadanie o piątce przyjaciół chorych na śmiertelne choroby. Miłość w szpitalnych murach. Śmierć w życiu młodzieży. Dzieci które są w stanie zrozumieć wszystko... zapraszam i dziękuję ~ JJLucienne <3