- 2 -

10.1K 595 103
                                    

TREX

Podgłośniłem muzykę, żeby zagłuszyć śmiech dobiegający z dołu. Znowu przyszła. Czas na wyprowadzanie mnie z równowagi. Sam nie mogłem dać wiary, że nie przyzwyczaiłem się do jej wizyt, mimo że powtarzały się już od kilku lat. Większość czasu spędzałem we własnym mieszkaniu. Natomiast u matki, gdzie ona bywała każdego dnia, bywałem tylko raz na jakiś czas. Przynajmniej to było plusem, że nie musiałem tej dziewczyny znosić codziennie. Denerwowała mnie. Do szału doprowadzał mnie jej śmiech, nie wspominając o oczach. Było w nich coś takiego, że patrząc na nie, nabierałem ochoty do przywalenia komuś w mordę.

Uniosłem prawą dłoń na wysokość oczu i przyjrzałem się strupom pokrywającym kostki. Najlepiej będzie nie wychodzić z pokoju, zanim sobie nie pójdzie. Nie ma co się denerwować. Emocje na wodzy, jak powtarzała Sarah. Parsknąłem śmiechem i zaciągnąłem się papierosem trzymanym w lewej ręce. Strzepałem popiół na podłogę i ponownie przyjrzałem się prawej dłoni. W sumie racja, trzeba było się opanować, bo znowu im odwali i mnie zamkną.

Dobiegł mnie cichy dźwięk spod kurtki leżącej na stoliku. Podniosłem telefon, żeby odczytać SMS-a. To jak zwykle Sarah.

S: Wstałeś, idioto?

T: Zależy kto pyta.

S: Panna młoda! Mogę wpaść?

T: Wciąż śpię.

Zgasiłem papierosa i rzuciłem telefon za siebie na podłogę. Nie usłyszałem stuknięcia o parkiet ani plaśnięcia. Tym razem nie wpadł w rozlany sok. Pewnie leży na bluzie albo spodniach, które zostawiłem tam, kładąc się nad ranem spać. Jeśli snem można nazwać kilka godzin przekręcania się z boku na bok.

Powinienem był wczoraj wypić więcej. Może sen zmorzyłby mnie na jachcie i do tej pory bym tam spał, nie martwiąc się obecnością Abigail. Gdyby nie była dziewczyną mojego brata, poszedłbym teraz na dół i grzecznie kazał jej opuścić nasz dom. Kiedy przez myśl przemykało mi słowo grzecznie, zaśmiałem się pod nosem.

- Trex, zjesz z nami śniadanie? - dobiegł mnie głos Simona. Ten chłopak nigdy się nie podda. Zawsze pyta, czy zjem, chociaż wie, jaka będzie odpowiedź. Nie jadałem śniadań. A poza tym w jej obecności na dół schodziłem tylko w ostateczności. Zwykle ostatecznością był brak wody, którą mógłbym uśmierzyć kaca. Całe szczęście, dziś miałem obok siebie tonic.

Nie odpowiedziałem, ale brat nie czekał, tylko wrócił na dół. Przez rockowe brzmienia płynące z radia znowu przedostały się śmiechy. Że też nie wziąłem z mieszkania gitary elektrycznej. Skutecznie zagłuszyłbym dosłownie każdy dźwięk rozlegający się wokół. Zazwyczaj zabierałem ze sobą cały sprzęt, co skutkowało darciem się i obrażaniem przez mamę, która nie lubiła rocka. Jak można go nie lubić? Tym razem jednak postanowiłem być grzecznym synem i jej posłuchać. Grzecznym. To słowo nigdy nie przestanie mnie bawić.

Uśmiechnąłem się i pokręciłem głową w zamyśleniu. Wypadało nie denerwować matki jeszcze bardziej. Wystarczy, że nie odzywała się do mnie za ostatni wyskok z narkotykami. To pierwszy i ostatni raz, mamo - przypomniałem sobie własne słowa. Nie uwierzyła. Tłumacząc się, też byłem na bombie. Zdecydowanie uśmiech na ustach i rozszerzone źrenice nie pomogły mi być przekonującym. Ale było dosyć zabawnie.

Wstałem i skierowałem się w stronę plecaka leżącego na podłodze pod zasłoniętym roletą oknem. Wyciągnąłem portfel, a z niego przezroczystą torebkę z kilkoma drobnymi tabletkami. Wziąłem jedną do ręki i sięgnąłem po tonic. Wciąż męczy mnie bezsenność. To środki nasenne, mamo - pomyślałem. - Przecież jestem grzecznym synem. - Zaśmiałem się i połknąłem drażetkę, a potem rzuciłem się na zawalone szpargałami łóżko. Wyłączyłem radio, a muzykę puściłem przez słuchawki. Zdecydowanie teraz już nic nie mogło mi przeszkodzić. Byłem w swoim własnym świecie.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz