- 95 -

3.2K 245 51
                                    

TREX

Nienawidzę odwiedzin w szpitalu. Kiedy z kimś rozmawiam, naprawdę cenię sobie możliwość wyjścia, jeśli nie mam ochoty dłużej słuchać czyjegoś biadolenia. Leżenie w szpitalu bez możliwości pójścia sobie gdziekolwiek i kiedykolwiek chcę doprowadzało mnie do szału.

Nie było tak w przypadku wizyty Abbie i Oldmana, ale następnego dnia, kiedy leżałem już na sali, gdzie można było mnie odwiedzać, oczywiście cała masa różnych gości postanowiła zatruć mój święty spokój.

Najpierw przyszedł James. Mniej więcej dowiedział się, co się stało, ale na szczęście utrzymał to w tajemnicy przed mamą. Chodziła do psychologa i ledwo dawała sobie radę ze śmiercią Briana i stanem psychicznym Simona. Gdyby dowiedziała się, że jej dwaj pozostali synowie odwalili coś takiego, że jeden trafił do więzienia, a drugi leżał w szpitalu, chyba z miejsca pożegnałaby się z tym światem.

Nie było możliwości, żeby nigdy nie poznała prawdy, ale James odwlekał to, na ile była taka możliwość. Byłem mu wdzięczny, że dba o mamę i jest przy niej. Nam niezbyt dobrze to wychodziło.

- Dlaczego do ciebie strzelił? Czy wyście powariowali?

Pokiwałem głową. Trochę szaleństwa faktycznie w tym było.

- To nie jego wina. Znaleźliśmy faceta, który zabił Briana, związaliśmy go i chcieliśmy, żeby się do wszystkiego przyznał, ale on jak zwykle okazał się sprytniejszy.

- Jak zwykle? - spytał James.

- Nawet nie masz pojęcia, ile ten gość ma na sumieniu... - Popatrzyłem wenflon w swojej ręce. W prawej ręce, bo w lewą pewnie nie udało im się wkłuć. To była żyła do ćpania. Kiedyś.

Teraz już nie ćpałem i nawet nie miałem na to ochoty.

W ogóle.

Skrzywiłem się i powtórzyłem w myślach:

W ogóle nie mam na to ochoty.

Czy tym razem sobie uwierzyłem?

- Facet nafaszerował go czymś i zaczął mu wmawiać jakieś głupoty. Namieszał mu w głowie, no i Ashton w końcu strzelił.

- Ale skąd w ogóle miał broń?

- To była broń tego mężczyzny.

- To wszystko nie mieści mi się w głowie. - James powoli wypuścił powietrze.

- Tak... mi też.

Rozmowa z nim była pasjonująca, a kolejnym odwiedzającym okazał się Max. Poczułem ulgę, że przyszedł sam, a nie ze swoją cudowną Elise.

- Ładna zamiana ról - powiedział, podchodząc do mnie i rozglądając się wokół ze zdumieniem. - Ale sprzęt...

- Musiał mnóstwo kosztować - odezwałem się. - Pewnie chętnie byś to wszystko opchnął.

Max wystawił mi język i odrzucił na bok swoją przydługą grzywkę.

- Odwal się, aniołku.

Usiadł na krześle obok łóżka. W jego spojrzeniu dostrzegłem irytujące współczucie.

- Jak się czujesz? Boli?

Bolało. Ale nie znosiłem się nad sobą użalać, więc lepiej było zmienić temat.

- Nie. A jak tobie bez ćpania?

- Dobrze.

Zmarszczyłem brwi. Ta odpowiedź padła trochę za szybko.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz