- 69 -

2.7K 238 32
                                    

TREX

- Musisz wymyślić coś innego. Twój pomysł jest niewykonalny.

Oldman mierzył mnie spojrzeniem spod zmarszczonych brwi. Nie odpowiadał, mimo że mijała sekunda za sekundą. W głębi duszy czułem, że nie zmieni zdania. Ale musiałem spróbować.

- To chociaż daj mi więcej czasu.

Oldman się uśmiechnął. Tak samo jak ci denerwujący goryle za jego plecami. Świetnie się bawili. A mnie powoli trafiał szlag. Najgorsze było to, że sam się w to wszystko wkopałem. Sam byłem sobie winien.

- No dobra - odpowiedział w końcu Oldman. Wypuściłem głośno powietrze. Doskonale wiedziałem, że to będzie niemożliwe do wykonania, nawet mając więcej czasu. Ale przynajmniej odrobinę mogłem to odwlec. - Pamiętasz tego chłopaka, który przyszedł do mnie po towar, kiedy wygrałeś zakład ostatnim razem? Wykitował. - Na chwilę przerwał i patrzył na mnie poważnym wzrokiem. - Nie zapomnij o naszej umowie.

Wracałem do mieszkania zdenerwowany, paląc papierosa za papierosem. Nigdy nie chciałem stać się dłużnikiem Oldmana. Ma zbyt chore pomysły i zawsze upomni się o swoje. Tylko że kiedy jestem w potrzebie, nie pamiętam o tym, jak kończy ktoś, kto mu podpadnie. Wtedy liczy się tylko, że on potrafi zapewnić mi to, czego w danej chwili potrzebuję.

Zapadał już zmrok. Planowałem wstąpić do mieszkania po kilka ubrań i wracać do domu matki. Dziś mam zobaczyć wszystkie wiadomości od porywacza. Spróbujemy we czwórkę w końcu rozpracować jego durny szyfr. Ja, moi bracia i Abigail...

Wyrzuciłem w połowie niedopalonego papierosa, bo nie miałem już na niego ochoty. Czułem frustrację. Dlaczego myśl o niej tym razem nie wywołała u mnie gniewu? Czyżby wyczerpała się we mnie nienawiść? Nie, niemożliwe.

- Co ty tu robisz?

To, że moje mieszkanie nie miało drzwi, nie oznaczało, że mógł tu wchodzić kto tylko chce. Max siedział na mojej niewygodnej kanapie z nogami luzacko wyłożonymi na stoliku. Na mój widok zerwał się i podbiegł do mnie w podskokach.

- Trex, aniołku, dobrze, że jesteś! - Złapał mnie pod ramię i szedł ze mną w głąb mieszkania.

- Po jaką cholerę tu przyszedłeś? - warknąłem. Wyrwałem ramię z jego uścisku i poszedłem do szafy, żeby wziąć kilka koszulek i spodnie. Zamierzałem doprowadzić się do ładu.

- Elise wyjechała na tydzień z rodzicami. - Zrzedła mu mina, ale jak zwykle prawie od razu na jego twarz powrócił uśmiech. - Pomyślałem, że to czas, żeby pozawracać trochę dupę mojemu ziomkowi! - Max sięgnął do kieszeni i wyjął przezroczystą torebkę z białym proszkiem.

- Cholera jasna, Max... - Spakowałem ubrania do reklamówki i opadłem na kanapę w miejscu, w którym chwilę wcześniej siedział on. - Kiedy ty ostatnio byłeś czysty?

Max zagwizdał.

- Nie poznaję cię, stary. Czy ty się o mnie martwisz? - Zaśmiał się radośnie i wysypał trochę proszku na brudny stolik, żeby przygotować sobie krechę.

- Przynajmniej wziąłbyś od czasu do czasu coś innego. Koka szybko daje w kość.

Max poklepał mnie po plecach.

- Dobrze, tato, następnym razem kupię coś innego. - Uśmiechnął się, przytkał palcem jedną dziurkę i wciągnął narkotyk. - Uch, świetnie! Ten towar daje kopa. Druga działka dla mojego przyjaciela!

- Nie chcę, muszę iść coś załatwić.

- Elise zawsze ma ochotę się zabawić. Nie to co ty, jesteś nudny i bez polotu.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz