- 62 -

2.7K 236 18
                                    

SIMON

- Jak to go znasz? - spytałem.

- Normalnie. Nathan Carter to ojciec mojego kumpla Maxa. Czyżby był na waszej liście podejrzanych? - Trex parsknął śmiechem. Chyba nie zdawał sobie sprawy, że to nie czas na żarty.

- Tak - odpowiedział Ashton. - Bo nie mamy lepszych tropów, a jego łódź ma taki numer jak jedna z kwot, które porywacz kazał sobie zapłacić.

- Jedna z nich? Więc rozumiem, że sprawdzacie też łodzie o innych numerach, które ten ktoś wam podał?

Nikt mu nie odpowiedział, więc znowu parsknął.

- Czyli to przypadek?

- Jeden gość twierdzi, że to dziwny człowiek - odezwałem się. To był nasz jedyny punkt zaczepienia. Jeśli to nie Nathan Carter, to znowu nie mamy zupełnie nic.

- No bo jest dziwny, żona zostawiła go lata temu i teraz zapija się, żeby o tym nie pamiętać. Pływa tą swoją łajbą, ale Max mówi, że zazwyczaj jest przy tym pijany. Nic dziwnego, że ludzie mówią, że coś z nim nie tak. Ale czy to od razu znaczy, że porwał Briana? - Trex pokręcił głową. - Moim zdaniem możecie spokojnie wykreślić go z listy podejrzanych.

- Ale widać, że nie znasz go zbyt dobrze, więc równie dobrze możesz się mylić - wtrąciła Abbie. Trex udał, że tego nie usłyszał.

- Jemu przede wszystkim nie chciałoby się bawić w takie durne gry. Max zawsze mówi, że ojciec nic nie robi. Porwanie i szpiegowanie to chyba jednak robienie czegoś. Trzeba w nie włożyć trochę wysiłku.

Ashton wstał i przeszedł się po pomieszczeniu. A ja mruknąłem:

- No i znowu nie mamy zupełnie niczego. Żadnych tropów. Kompletne zero.

- To może zacznijcie od niej. - Trexon uniósł niedbale rękę i wskazał na Abbie.

- Słucham? - zapytała, zaciskając ręce na kubku trochę zbyt mocno, bo aż zbielały jej dłonie. Trex nie patrzył na nią, tylko na Ashtona, który zatrzymał się w miejscu, oniemiały tak samo jak my.

- To co słyszałaś. Brian to twój chłopak, prawda? Może coś komuś zrobiłaś, a ten ktoś porwał za to najbliższą ci osobę? Przypomnij sobie... - Uniósł brwi, a czarne oczy groźnie zabłysły. - Pomyśl o wszystkich grzeszkach, a może dojdziesz do tego, dlaczego Brian mógł zostać porwany.

Abbie zerwała się z krzesła, a on mówił dalej:

- Z tego, co mówił Ashton, to do ciebie pierwszej przychodziły wiadomości. To znaczy, że porywacz porwał go przez ciebie. To znaczy, że chce się na tobie zemścić. Bo to z tobą zamierzał grać w tę grę... A teraz nasza rodzina za to płaci. Wszystkich nas w to wciągnęłaś. - Abbie podeszła do niego, a on wykrzywił usta w dziwnym grymasie. - Żeby pociągnąć nas za sobą na dno, z którego ty już nigdy się nie podniesiesz.

Abbie wymierzyła mu policzek. Tak szybki, niespodziewany i idealnie wycelowany, że każdy z nas był w szoku. Zerknąłem na Ashtona, a on na mnie. A Trexon się uśmiechnął.

- Nikomu nie zrobiłam niczego takiego, żeby porywał mi chłopaka, torturował go, zmuszał mnie do ćpania, kradzieży i spalił mój dom. - Trexowi drgnęła dolna warga. Abbie mówiła głośno i dobitnie, wymierzając w niego palec: - Nie mam żadnego wroga poza tobą, Trexon. Jesteś jedyną osobą, która chciałaby mi dopiec albo mnie skrzywdzić. Więc jeśli twoja teoria jest słuszna, to może to ty porwałeś Briana? Żeby zobaczyć, jak cierpię, i delektować się tym, że tracę wszystko, co mam... - Na chwilę przerwała, żeby zebrać się w sobie i opanować drżenie głosu. - Musi ci to sprawiać niewyobrażalną przyjemność... - Zaśmiała się gorzko. - Może porywając go, zapewniasz sobie stały dopływ pieniędzy, żeby kupować to świństwo, które w siebie ładujesz, a które sprawia, że jeszcze za życia zmieniasz się w trupa. Już go przypominasz, jesteś zimny jak lód... To ty powinieneś zostać porwany, a nie on. On na to nie zasłużył.

Trexon ponownie się uśmiechnął i oblizał górną wargę. Znowu zerknąłem na Ashtona. Najwyższy czas to przerwać.

- Abbie - powiedziałem delikatnie, wstając. Podszedłem do niej i położyłem jej rękę na ramieniu. Odwróciła się w moją stronę. Jej granatowe oczy wciąż były wściekłe i pełne łez, ale policzki miała suche. Nie pozwoliła sobie na ani jedną łzę w obecności Trexa. To właśnie Abbie w całej swojej zawziętości.

Abbie powoli wróciła na swoje miejsce, a Trex poruszył ramionami, wyraźnie rozluźniony i zadowolony, że nie stoi już tak blisko niego. Jak on w ogóle mógł obwiniać Abbie za porwanie Briana? To przecież ona najbardziej z nas wszystkich teraz cierpi. Tym bardziej po tym, jak z jej domu została kupka popiołu.

Usiadłem obok Abbie i odezwałem się, obracając w rękach kopertę:

- Ashton, mamy już te dziesięć tysięcy?

Mój brat się skrzywił.

- No i tu jest mały problem - zaczął. - Ana nie odbiera ode mnie telefonów, bo trochę ją ostatnio olewałem, a Trex...

- Moje mieszkanie zostało okradzione. Zniknęło wszystko, co miało jakąkolwiek wartość - burknął, stojąc dalej w tym samym miejscu z założonymi rękami.

- O cholera, to co my teraz zrobimy? - Popatrzyłem na braci, a później na Abbie, która wpatrywała się w swój kubek. Jej herbata z pewnością była już zimna.

Znowu popatrzyłem na Trexa, który utkwił spojrzenie w Abbie. Ciekawe, czy cieszył się, że wyprowadził ją z równowagi. Pewnie był z siebie dumny.

- Zaczniemy kraść - zaproponował Ashton. - To znaczy, ty już zacząłeś, Simon. Teraz zaczniemy także my. Porywacz będzie w siódmym niebie.

Zrobiło mi się gorąco. W tej kuchni na pewno było zbyt mało tlenu dla czterech zdenerwowanych osób.

- Załatwię te pieniądze.

Popatrzyłem na Trexa, nie wierząc w jego słowa. Zamierzał pomóc? Kto by pomyślał!

- Poważnie? - Ashton chyba też nie mógł w to uwierzyć.

- Tak.

Usłyszeliśmy dźwięk nadchodzącej wiadomości. To telefon Abbie, który leżał na stole. Spojrzałem na przyjaciółkę, ale ona nawet nie drgnęła, więc to ja otworzyłem SMS-a i przeczytałem go na głos:

- Lipiec to taki wspaniały miesiąc, prawda? Mój ulubiony! A czternasty lipca to już w ogóle cudowna data. Niedługo pewnie stanie się ulubionym dniem twojego nieustraszonego chłopaka!

Odłożyłem telefon na stół w chwili, gdy Trexon ruszył w stronę wyjścia.

- Wieczorem przyniosę dziesięć tysięcy - mruknął i wyszedł z kuchni, a potem usłyszeliśmy, jak trzaska drzwiami wejściowymi. Jeszcze mocniej niż zwykle.

14 lipca dwanaście lat temu rozbił się statek mojego ojca. A Abbie powiedziała mi, że porywacz dowiedział się wczoraj, że także jej rodzice zginęli w tej katastrofie. I oczywiście był z tego powodu niezmiernie zadowolony. Jak widać, teraz zamierzał dręczyć ją wspominaniem o tej tragedii. Jego sadyzm nie miał żadnych granic.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz