- 22 -

3.7K 307 4
                                    

SIMON

Aj ta Abbie. Taka idealna, a taka uparta. Wyciągnięcie z niej czegoś poważnie graniczy z cudem. Zawsze była skryta i nie lubiła dzielić się z innymi swoimi przeżyciami, wspomnieniami i problemami. Myślałem, że może coś się zmieniło. W końcu jesteśmy przyjaciółmi od zawsze i chyba przyszedł czas na więcej szczerości i zaufania. Jak widać, Abbie tak nie uważała. No cóż, cała ona i jej tajemniczy charakterek.

Nie powiedziałem nic więcej, bo dotarliśmy do domu. Otworzyłem jej drzwi i od razu pobiegłem na górę, żeby mama nie zauważyła mnie w tym upierdzielonym garniturze. Po dziesięciu minutach spędzonych w łazience, wróciłem na dół. Okazało się, że niepotrzebnie się martwiłem. Mamy nie było. Chłopaki pewnie jeszcze spali, bo Abbie siedziała sama w kuchni, mieszając łyżką w misce z mlekiem. Uśmiechnęła się na mój widok. Ale to był wyjątkowo smutny uśmiech.

- Smacznego - powiedziałem, a ona podziękowała i odwróciła wzrok na widok kogoś, kto pojawił się za moimi plecami.

Odwróciłem się, żeby zobaczyć, który z braci wchodzi do kuchni. Trexon. Oczywiście, że on. Na czyj widok Abbie byłaby tak niezadowolona? Wtedy zdałem sobie sprawę z czegoś oczywistego. Tak oczywistego, że wcześniej o tym zapomniałem. To Trexon musiał coś odwalić na weselu. Coś takiego, że nawet zwykle silna Abbie poczuła się urażona. To do niego pasowało. Musiał ją zranić, nie ma innej opcji.

Rzuciłem mu zirytowane spojrzenie, co było dosyć trudne, bo nie potrafiłem się denerwować. Zawsze jakoś udawało mi się opanować i pozostać niewzruszony. Pomagała mi w tym wewnętrzna waga, którą sobie wyobrażałem. Teraz też tam była. Po jej jednej stronie był zwyczajny spokój, a po drugiej irytacja. Trexon nie odezwał się ani słowem do Abbie ani do mnie. To było kolejnym ziarenkiem na szali irytacji. Waga zaczęła się delikatnie przechylać.

- Jak się wczoraj bawiłeś? - spytałem.

Nie odezwał się. Machnął ręką, żebym był cicho. Wziął sok z szafki kuchennej i ruszył do wyjścia. Ostatnie ziarenko - pomyślałem. Tym razem to wystarczyło, żeby przechylić wewnętrzną szalę.

- Stój - warknąłem i na chwilę zamilkłem. Brat się zatrzymał. - Zachowujesz się jak skończony dupek, wiesz? - syknąłem. Sam byłem zaskoczony wypływającą ze mnie złością. No cóż, tak musiało być. Chodziło o Abbie. - Wiem o wszystkim.

Trexon odwrócił się w naszą stronę. Kątem oka zobaczyłem, że Abbie podnosi ręce do ust.

- Wiem, co się wczoraj wydarzyło... - dodałem, biorąc jej gest za potwierdzenie moich przypuszczeń. Nie wiedziałem niczego. Chciałem po prostu dać mu do zrozumienia, że jego chamstwo nie przejdzie tak łatwo, jak mu się wydaje. Chciałem go trochę nastraszyć, ale chyba nie byłem w tym najlepszy.

Nie wiedziałem, co mówić dalej. Po prostu obserwowałem, jak blada, a później bordowa wściekłość wypływa na jego policzki. Chyba naprawdę coś się wydarzyło. Trafiłem! Jednak byłem niezły.

Trexon zrobił kilka kroków w stronę Abbie i chwycił ją za ręce, pociągając w swoją stronę. Ściągnął ją z krzesła tak gwałtownie, że mało się nie przewróciła.

Za to ja stałem nieruchomo i mogę się założyć, że moje oczy z wrażenia wyszły na zewnątrz, a szczęka leżała na podłodze. Zamurowało mnie. Tak samo jak Abbie, którą Trexon cały czas trzymał za nadgarstek, silnie nim potrząsając i krzycząc na całe gardło:

- Ty dziwko! Powiedziałaś mu? Mówiłaś, że nikomu nie powiesz!

- Trexon, uspokój się! - wrzasnąłem, ale mnie nie słuchał.

- Nic nie powiedziałam! - krzyknęła Abbie.

- Skoro powiedziałaś mu o mnie, to pewnie też o sobie, co? Zdradziłaś, jakim jesteś ziółkiem? Czy tę cześć zachowałaś tylko dla siebie? I może teraz myślisz, że pozostanę dłużny? - Zaczął się histerycznie śmiać i zmierzwił ręką brudne włosy.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz