- 89 -

2.9K 265 40
                                    

TREX

Skończyły mi się fajki. Nienawidzę ich.

Otworzyłem drzwi pokoju i ruszyłem w dół po schodach. Kiedy przechodziłem obok drzwi do salonu, dobiegł mnie głos Ashtona:

- Wiem, że jestem kretynem. Ale kocham cię, Abbie.

Coś tak mocno ścisnęło mnie w piersi, że zakręciło mi się w głowie. To pewnie przez niedobór nikotyny.

Uświadomiłem sobie, że się zatrzymałem, dopiero gdy Ashton odwrócił się w moją stronę.

- Przepraszam. Zostawię was samych - powiedziały moje usta mechanicznie, a nogi same ruszyły w stronę drzwi.

O co mi chodzi? Przecież wiedziałem, że to wszystko się tak skończy. Chciałem, żeby Ashton wrócił do domu, chciałem, żeby przeżył, także ze względu na Abbie. Żeby nie cierpiała. Żeby mogła z nim być. Bo przecież go kochała, doskonale to widziałem. Teraz będą razem szczęśliwi. Chciałem tego.

Więc o co ci chodzi, Trex? Jesteś zazdrosny? Przecież ona nigdy nie była dziewczyną dla ciebie. Spaliłeś jej dom i sprawiłeś, że przez całe życie darzyła cię nienawiścią. Sam też od zawsze jej nienawidziłeś. Poza tym kto by chciał z tobą być? Wystarczy, że na siebie spojrzysz. Idziesz do sklepu po fajki, bo w nerwach nie możesz bez nich wytrzymać. A jakby tego było mało, już zastanawiasz się, czy jak teraz pójdziesz do któregoś z kumpli ćpunów, to któryś poczęstuje cię darmową działką. Masz nadzieję, że tak. Przecież to lek na wszystkie problemy.

A tych problemów jest naprawdę mnóstwo. Jednym z nich jest Ashton. Ten cholerny Ashton, który nie potrafi być wierny dziewczynie, z którą jest. Dawniej mnie to nie obchodziło, ale teraz nie mieściło mi się w głowie, jak on mógł zdradzić Abbie. Jak mógł pomyśleć o innej dziewczynie, mając przy sobie kogoś takiego?

Nie oszukiwałem samego siebie myślą, że na nią zasługuję. Ale Ashton też nie zasługiwał.

Nogi niosły mnie w stronę mojego zapuszczonego mieszkania w tej odrażającej części miasta. Więc nikomu nie mówimy o porywaczu, tak? Mamy zacząć żyć, jakby nigdy nic się nie wydarzyło?

Tylko że się wydarzyło. Widziałem, jak Redford zabija Briana. Jedynego z nas, który naprawdę był czegoś wart. Nie zdołaliśmy go uratować i teraz nie możemy się zemścić na jego oprawcy.

Wydarzyło się bardzo dużo.

Kiedy pomyślałem o tych małych pigułkach, które potrafiły zdziałać cuda, poczułem zadowolenie wlewające się do serca. Zaraz pozbędę się wszystkich problemów. Odpłynę w świat, w którym wszystko mi obojętne. I będzie okej. Wszystko będzie po staremu.

***

ABBIE

Słowa Ashtona sprawiły, że całkowicie mnie zamurowało. Gapiłam się w jego niebieskie oczy, a potem przeniosłam wzrok na swoje dłonie. Czułam, że się pocę, że mi gorąco i mimowolnie wpadam w panikę. Co mi się działo? Przecież dokładnie tego zawsze chciałam, prawda? Żeby Ashton przyznał się do winy, żałował tego, że zniszczył nasz związek, docenił mnie i szczerze wyznał, że mnie kocha. I żeby naprawdę się zmienił.

Powinnam się cieszyć, zarzucić mu ręce na szyję, pocałować go i powiedzieć, że nigdy nie przestałam go kochać. Ale wiedziałam, że to nie przeszłoby mi przez gardło. Nie teraz. Za dużo się wydarzyło, zbyt wiele działo się we mnie i sama nie wiedziałam już, co czuję. Nie wiedziałam, czego chcę.

- Ashton, ja... - Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem, ale on chyba źle zinterpretował mój uśmiech. Przysunął się i przycisnął swoje gorące usta do moich. Jego zapach, smak i bliskość zawsze tak mocno na mnie działały, że w pierwszej chwili poczułam się tak samo jak dawniej. Przebiegł mnie elektryzujący dreszcz i poddałam się temu pocałunkowi, zapominając o tym, co chwilę przed tym przemknęło mi przed głowę. Że Ashton ma rację. Już było za późno.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz