ASHTON
Kiedy otworzyłem oczy, zdałem sobie sprawę, że nie jestem już zamknięty w białym pomieszczeniu z kratką w suficie. Leżałem na wygodnej czarnej kanapie w nowocześnie urządzonym salonie. Wokół znajdowały się różne sprzęty elektroniczne, metalowe posągi ludzi, zdjęcia w ramkach, białe wazy i biało-czarne obrazy. Poza tą kanapą było jeszcze kilka skórzanych foteli do kompletu, a pomiędzy nimi szklany stolik z metalowym pudełkiem szachów i szklanką z przezroczystym płynem. Poczułem pragnienie, ale nie odważyłem się go spróbować. To pewnie wcale nie była woda.
Zamiast tego popatrzyłem na wielki telewizor na szarej ścianie naprzeciwko. Teraz pewnie tutaj będę oglądał to, co porywacz zechce mi pokazać. Nie miałem pojęcia, dlaczego jestem w miejscu, w którym znajduje się sporo rzeczy, którymi można zrobić komuś krzywdę, ale nie zamierzałem narzekać. To było tysiąc razy lepsze niż ta okropna pustka w czterech białych ścianach.
Usiadłem na kanapie i przeciągnąłem się, rozprostowując mięśnie. Przyjemnie było w końcu nie spać na podłodze.
Drgnąłem, kiedy nagle wieża pod telewizorem się włączyła i pokój wypełniła cicha muzyka. Dlaczego tu jest tak normalnie? Gdzie ja jestem?
Rozejrzałem się jeszcze raz i dostrzegłem metalowe drzwi pomiędzy dwiema rzeźbami przedstawiającymi ludzi w dziwnych pozach. W przeciwieństwie do mojego poprzedniego więzienia, te drzwi miały klamkę.
W chwili, gdy pomyślałem, że na pewno były zamknięte, ktoś nacisnął klamkę z drugiej strony. A potem drzwi zaczęły się otwierać. Wstrzymałem oddech.
Nie wierzę, że porywacz tutaj wchodzi...
Ale wszedł. I - co jeszcze bardziej wytrąciło mnie z równowagi - nie miał na sobie kominiarki ani żadnej maski. I wyglądał dokładnie tak, jak opisała go Cara. Szczupły, ciemnooki brunet, pewnie koło czterdziestki, szedł w moją stronę w granatowym garniturze i z życzliwym uśmiechem na ustach. W ręce trzymał telefon i obracał go powoli, wpatrując się w moje oczy.
Przeszedł mnie dreszcz, ale nie dałem tego po sobie poznać. Ten mężczyzna nie wyglądał na psychola, który porywa i zabija ludzi. Ale tak właśnie było. To on zabił Briana. I skoro pokazuje mi swoją twarz, to znaczy, że już niedługo zabije także mnie.
- Dzień dobry - odezwał się. Jego głos był głęboki i spokojny. Jak głos normalnego człowieka. - Wspaniale w końcu popatrzeć ci w oczy. Miałem okazję wielokrotnie patrzeć w oczy Brianowi, kilka razy zdarzyło mi się napotkać spojrzenie czarnych oczu Trexa, bo obracaliśmy się w podobnych kręgach, a ostatnio nawet popatrzyła na mnie Abbie. Z wdzięcznością, że uratowałem ją z rąk zboczeńca. - Uniósł wyżej górną wargę i błysnął białymi zębami. - Simon też mnie kiedyś widział, bo pracowaliśmy razem w Random, on za barem, a ja nadzorowałem kamery w klubie. Więc można powiedzieć, że mam już cały komplet.
Usiadł na fotelu naprzeciwko mnie i wygodnie się oparł, z niesamowicie irytującym zadowoleniem na twarzy.
Co by zrobił, gdybym teraz się na niego rzucił? Na pewno był na to przygotowany. Musiałem opanować narastającą wściekłość i wysłuchać tego, co ma mi do powiedzenia.
- Idealnie to obmyśliłeś - odezwał się.
Chyba się przesłyszałem. Nie odpowiedziałem, tylko gapiłem się w jego ciemne oczy.
- Naprawdę dopiąłeś wszystko na ostatni guzik. Powiedz mi, jak to jest zabić własnego brata, żeby odbić mu dziewczynę?
- Co takiego?!
Nagle ekran za plecami porywacza się włączył i zobaczyłem siebie i Abbie całujących się na ławce w parku pod Random. Film urwał się, zanim Abbie to przerwała, i wyglądało tak, jakby później doszło do czegoś więcej. Zaraz po tym wyświetlił się kolejny film, na którym całuję ją w tym salonie, w którym porywacz zmuszał nas do grania w swoją grę. Nie miała na sobie bluzki, a moje ręce dotykały jej tak samo zachłannie, jak moje usta zachłannie ją całowały.
CZYTASZ
Uprowadzony ✔
Mystery / ThrillerJa jestem jedna. A ich było czterech. Czterech braci. Jeden jest moim chłopakiem. Jeden to mój były. Z najmłodszym się przyjaźnię. A najstarszego nienawidzę. Z wzajemnością. Z czasem wszystko się komplikuje. Jeden z braci znika, a ja zaczynam grać...