- 98 -

3K 263 49
                                    

ABBIE

Wróciliśmy do domu Ruckerów. Domu zionącego pustką i przytłaczającego ciszą. Ta cisza była głośniejsza niż jakikolwiek dźwięk, który miałam okazję słyszeć. I mimo że dochodziła dziesiąta i chyba powinnam wracać do siebie, zostałam, żeby Trex nie był tu całkowicie sam.

Dopiero stracił brata, a teraz najlepszego przyjaciela. Jak człowiek może znieść coś takiego?

Ból w mojej piersi spowodowany śmiercią Maksa był tak przejmujący, że ledwie mogłam oddychać. A jak musiał czuć się on?

Wolałam sobie tego nie wyobrażać. Wystarczy, że teraz, kiedy przestał uśmiechać się na mój widok, dostrzegłam te same cienie przed oczami, które zauważałam dawniej. Jego spojrzenie znowu stało się smutne, zgaszone, jakby nieobecne.

Spytałam, czy chce herbaty. Pokręcił głową. Poszedł na górę. Pewnie chciał być sam, ale ja nie zamierzałam zostawić go samego. Nie znałam go jeszcze zbyt dobrze i nie wiedziałam, czego się spodziewać, ale wolałam być przygotowana na najgorsze.

- Czego szukasz? - spytałam, wchodząc za nim do pokoju. Zaglądał do szafy, a potem odsunął jedną z szuflad. Nie wiem, dlaczego zapytałam. Tak naprawdę bałam się usłyszeć odpowiedzi.

Powiódł po pomieszczeniu nieobecnym wzrokiem, a potem popatrzył na mnie, jakby wcale mnie nie widział. Na jego twarzy dostrzegłam kropelki potu, a dolna warga drżała tak bardzo jak jego ręce. To było przerażające. Chyba dopiero w tym momencie dotarło do mnie, z czym postanowiłam się zmierzyć.

Trex pokręcił głową i usiadł na łóżku, a potem schował twarz w dłoniach. Ścisnęło mi się serce, kiedy usłyszałam jego słaby głos:

- Przepraszam...

Podeszłam do niego i usiadłam obok, łagodnie dotykając jego ręki. Nie miałam pojęcia, co powiedzieć. Nie było na świecie żadnych słów, które mogłyby sprawić, że poczuje się lepiej.

Objęłam go, wdychając zapach perfum zmieszanych z wonią szpitalnego korytarza. Poruszył się i pomyślałam, że on także mnie przytuli, ale zamiast tego popatrzył na mnie oczami pełnymi łez, a potem odwrócił wzrok. Widziałam, że zaciska szczęki, żeby powstrzymać drżenie mięśni twarzy.

Boże, jak mam go pocieszyć?

- Chyba jednak napiłbym się... herbaty. - Widziałam, jak przełyka ślinę, a potem nerwowo pociera twarz.

Skinęłam.

- Tak, zrobię herbaty. Chodź ze mną. - Dotknęłam jego dłoni. Bałam się zostawić go samego.

Pokręcił głową.

- Nie, skarbie. Nie martw się, nic mi nie będzie. - Spróbował się uśmiechnąć, ale nic z tego nie wyszło. Znowu schował twarz w dłoniach i po chwili dobiegły mnie ciche słowa: - Za chwilę do ciebie zejdę.

Nie miałam ochoty zostawiać go samego, ale nie wiedziałam, jak przekonać go, żeby poszedł ze mną.

Rozejrzałam się po pokoju, próbując podjąć decyzję, co zrobić, gdy nagle z dołu dobiegło nas gwałtowne pukanie do drzwi. Trex podniósł głowę, ale zaraz po tym ją ode mnie odwrócił. Wstałam, żeby zejść otworzyć. Nie miałam pojęcia, kto to mógł być. Miałam tylko nadzieję, że nie policja, żeby o dziesiątej w nocy zadawać nam kolejne pytania w sprawie morderstwa, którego rzekomo dokonał Ashton.

- Zejdziesz ze mną? - zapytałam, patrząc na Trexa z nadzieją.

- Tak.

On także wstał, ale kiedy zeszłam na dół, zauważyłam, że wcale za mną nie idzie. Chciałam wrócić, ale wtedy pukanie rozległo się kolejny raz, tym razem jeszcze głośniej, więc ruszyłam w stronę drzwi.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz