- 53 -

3.1K 239 19
                                    

TREX

Fala była ogromna i wiedziałem, że zaraz pochłonie mnie i wszystkich, którzy razem ze mną stali na molo. Nie potrafię pływać, to mnie zabije. Śliskie, słone macki wciągną mnie pod powierzchnię, a potem niespokojna tafla zamknie się nad moją głową, odcinając dopływ powietrza. Co ja tu robię? Przecież nienawidzę morza i nie zbliżam się do niego ani na krok.

Rzucam się do ucieczki, a za sobą słyszę wrzask. Nie odwracam się, muszę ratować własną skórę. Zresztą i tak nie potrafiłbym nikomu pomóc. Panika we mnie narasta, oddech przyspiesza, a krew w żyłach dudni tak, że aż jestem w stanie to usłyszeć. Jest jak na haju, tylko gorzej, bo rozpoznaję głos osoby, która krzyczy. To mój ojciec. Odwracam się momentalnie i zamieram z przerażenia. Krztusi się, macha rękami, wynurza z wody i zanurza ponownie. Chcę biec w jego stronę, ale jest za daleko. Jest już za późno. Widzę zdesperowane spojrzenie jego oczu w kolorze morza. Morza, które nam go odbiera. Ten potworny, bezwzględny żywioł wygrywa z nim pojedynek, mimo że on walczy do ostatniej sekundy. Do ostatniego oddechu.

W końcu znika pod powierzchnią. A kolejna fala dosięga mnie. Tracę oddech. Płuca pieką mnie od słonej wody. Wiem, że za chwilę ja także utonę.

Próbuję krzyczeć i nagle się budzę. Jestem w zimnej, brudnej celi.

- Stary, ogarnij się. Nie wrzeszcz po nocach - mruczy typ na sąsiednim niewygodnym łóżku. Zajmujemy tę celę tylko we dwóch, ale i tak jest tu zbyt tłoczno.

Cholerne morze. Cholerna woda. Cholerne granatowe oczy...

Jestem cały mokry, ale to pot, nie morska woda. Naszła mnie ochota, żeby coś zaćpać albo chociaż zapalić. Nie mam tu niczego.

Dobrze, że nie miałem w sobie nic, kiedy mnie aresztowali. Skończyłbym w o wiele gorszym miejscu i zamknęliby mnie na o wiele dłużej.

Wróciłem myślami do wczorajszego dnia. Nie mogłem znaleźć towaru, ktoś mi go ukradł. Myślałem, że to Abigail. Ale to nie mogła być ona, bo zniknęła jeszcze moja gitara i kilka innych rzeczy. Po co byłyby jej potrzebne?

Potarłem rękami twarz. Obmyślanie wyrafinowanej zemsty dla Abigail tamtego dnia przerwał mi moment, w którym zauważyłem, że czegoś jeszcze brakuje w pomieszczeniu. I wtedy dotarło do mnie, że to nie była zwykła kradzież kogoś, kto ma ochotę odpłynąć, żeby nie myśleć o rzeczywistości. Był tu ktoś inny. Ale po jaką cholerę ktoś miałby okradać tak zasrane mieszkanie w tak zasranej dzielnicy?

Poza towarem zniknęła reszta moich pieniędzy, telewizor, sporych rozmiarów głośniki i gitara elektryczna. W pierwszym ataku szału rozwaliłem drzwi do mieszkania. Już i tak nie były mi potrzebne, bo nie ma tam niczego, na czym by mi zależało. Straciłem gitarę, a to było jak wyrwanie duszy z mojego ciała. Może już prawie w ogóle nie grałem, ale miała dla mnie zbyt wielką wartość, żebym się z tym pogodził. Pomyślałem, że ten, kto to zrobił, dostanie nauczkę, choćbym miał trafić za to do więzienia. Zabawne, że wszystko potoczyło się właśnie w taki sposób.

Kiedy drzwi były już w strzępach, dokładnie tak samo jak moje nerwy, usiadłem na podłodze i zapaliłem cygara. A właściwie spaliłem ich całą ramę. I zastanawiałem się nad tym, kto byłby zdolny do włamania się do mojego mieszkania i pozbawienia mnie wszystkich cennych rzeczy.

Oświeciło mnie mniej więcej w połowie paczki fajek. Poprzedniej nocy Max spotkał na imprezie w Piachu jakąś laskę i spędził z nią resztę wieczoru. A kogo ja spotkałem?

Nawet w tej chwili zalewa mnie krew na wspomnienie mdłej mordy Daiana i jego syfiastych blond loczków.

- Trex! - zawołała Sarah. - Nie wiedziałam, że tu jesteś! - Uśmiechnęła się radośnie, a ja udawałem, że jej nie słyszę. Było już po naszej przyjaźni. Dla mnie była już martwa.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz