- 50 -

2.8K 241 6
                                    

ABBIE

Zabawne, że już kiedyś siedziałam w tej szafie. Sytuacja była zupełnie inna, ale serce waliło mi mniej więcej z tak samo zawrotną prędkością jak wtedy.

Tamtego wieczora byłam tu z Ashtonem. Było ciemno i bardzo, bardzo gorąco. Oddychaliśmy jednym oddechem, a jego gorąca dłoń dotykała mojego biodra, kiedy mocno przyciskał mnie do siebie, by nie dzielił nas ani milimetr. I wtedy też zdusiłam w sobie okrzyk, ale z zupełnie innego powodu. Chciał mocniej objąć mnie drugą ręką, ale uderzył w coś łokciem. Tak jak ja przed chwilą.

Wzięłam głęboki wdech, rozmasowując prawą rękę. Poczułam pod palcami coś lepkiego. Krew. Cudownie. Nie krzyknęłam z bólu, kiedy przed chwilą przyjechałam nią po jakiejś wystającej śrubie. Od razu wyszłoby na jaw, że tu jestem. Skrzywienie się musiało wystarczyć.

Usłyszałam, jak Ana rozmawia z Ashtonem. Czemu przyszła akurat teraz? Gdybym nie była w jego pokoju, mogłabym zostawić go z nią i sama zanieść pieniądze. A tak to musiałam siedzieć w tej ciasnej szafie. Cholerny Ashton. Dlaczego jeszcze jej nie spławił?

Wyjęłam z kieszeni telefon. Północ zbliżała się ogromnymi krokami. Co teraz? Wybrałam numer Simona i w pośpiechu wystukałam wiadomość.

Przyszła Ana. Utknęliśmy w domu. Dzwoń do Ashtona, żeby mógł wyjść!

Jedna sekunda, druga. Serce biło mi na wysokości gardła. Simon nie odpisywał. Czasami tak bywało, gdy był w pracy. Ale dlaczego akurat teraz?

Usłyszałam mlaśnięcie. Uch. Ohyda. Dlaczego ten idiota jeszcze jej nie wyprosił? Chyba nie miał zamiaru w takim momencie zgodzić się na jej propozycję, całować się z nią i...

No dalej, Simon, dzwoń!

Nie dzwonił. Nawet nie miałam zamiaru wyobrażać sobie, co zrobi porywacz, jeśli nie zapłacimy tych pieniędzy. Pewnie Brian nie tylko nie dostanie jedzenia. Na pewno przygotuje dla nas coś ekstra.

Wybrałam numer Ashtona. No już, domyśl się, co masz teraz zrobić. Nie pokazuj Anie, kto dzwoni, tylko odbierz i udaj, że...

- Halo? - usłyszałam jego głos zza drzwi szafy. - Hej, tak, mamo, już pędzę.

Siedziałam cicho, wypuszczając powietrze z płuc. Co za ulga, że domyślił się, żeby udać, że dzwoni ktoś inny.

- Przepraszam, kochanie, moja mama źle się czuje, muszę po nią jechać.

- Pojadę z tobą - zaproponowała.

- Nie, nie trzeba.

Usłyszałam kroki.

- Weź chociaż kurtkę, bo na zewnątrz...

Ktoś dotknął drzwi szafy, a ja wstrzymałam oddech, jakbym dzięki temu mogła stać się niewidzialna. Jeśli otworzy szafę, to po mnie. Po nas obojgu. A z ich związku nie będzie nawet co zbierać.

- Ana, daj spokój! - krzyknął podenerwowany Ashton. - Nie jest zimno, nie martw się o mnie.

Usłyszałam jakieś dźwięki przekładanych rzeczy, a potem kroki i zamknięcie drzwi. Za parę sekund samochód Ashtona odpalił i odjechał. Dopiero wtedy odważyłam się wyjść z szafy. Owinęłam rękę bandażem z kuchennej szafki, bo rana była poważniejsza, niż myślałam, a krew nie chciała przestać się lać. Zabrałam telefon Briana i kopertę z pieniędzmi. No to w drogę. Zostało piętnaście minut, a jeszcze musiałam dotrzeć na miejsce.

Kiedy wyszłam z domu chłopaków, na podjeździe pojawił się samochód Ashtona.

- Wsiadaj.

Nie protestowałam. Czerwony Statek był niedaleko, ale samochodem zawsze będziemy odrobinę wcześniej.

- Dobrze się bawiłeś? - spytałam. Byłam poirytowana i miałam ochotę trochę mu podokuczać. Tym bardziej, że bolała mnie ręka. Zranienie miało jakieś dziesięć centymetrów.

- Daj spokój, właśnie miałem kazać jej wyjść.

- Taa, jasne - rzuciłam. Ale to chyba zabrzmiało, jakbym była zazdrosna, a tego nie chciałam, więc dodałam od razu: - Mamy coraz mniej czasu.

Ashton położył rękę na mojej i delikatnie ją uścisnął.

- Zdążymy.

Zaparkowaliśmy przed portem i ruszyliśmy w stronę Czerwonego Statku. Wszystko wokół nas było takie jak zawsze. Cichy szum morza, rozgwieżdżone niebo, lampy oświetlające zacumowane łodzie i całe mnóstwo statków, jachtów i żaglówek. Niedaleko stąd powinien stać jacht Briana. Ale nie było go i nie byłam pewna, czy jeszcze kiedyś go tam zobaczę. Wszystko było znajome, tak samo jak zapach Ashtona idącego obok mnie. Tylko że teraz nie trzymaliśmy się za ręce.

Szliśmy tędy na jednym z pierwszych wspólnych spacerów, a potem odwiedziliśmy jakiegoś kumpla Ashtona, który robił domówkę. Nie obchodziła mnie wtedy muzyka, ludzie, alkohol. Obchodził mnie tylko on.

- Nie wiem, czy wiesz, Abbie, ale jesteś najbardziej czarującą dziewczyną, jaką kiedykolwiek poznałem - powiedział tamtego wieczoru. No jasne. Bo wtedy nie poznał jeszcze Cary - kuzynki jednego ze swoich kolegów, ani Any. Ciekawe, czy później im też wciskał tak wspaniałe, bajerujące kity.

Popatrzyłam na Ashtona i uświadomiłam sobie, że kompletnie go nie znam. Ten chłopak, w którym kiedyś się zakochałam, nie istniał. Okazał się kłamcą oszukującym mnie za plecami. Zniszczył to, co było pomiędzy nami. Tak jak ty zniszczyłaś swój związek z Brianem - pomyślałam. - Cierpisz, bo tak bardzo cię zranił, a sama nie jesteś lepsza. Jesteś dokładnie taka sama jak on.

- Abbie, spójrz. - Głos Ashtona przywrócił mnie do rzeczywistości. Wskazywał w stronę morza. Powędrowałam wzrokiem za jego palcem i dostrzegłam niewielki biały jacht, taki sam, jak inne wokół niego. Nie wyróżniał się niczym szczególnym.

- O co ci chodzi?

- Przyjrzyj się dokładnie.

Przeczytałam czarny napis na łodzi i nagle poczułam w gardle ogromną gulę. Ashton spędził cały dzień na gapieniu się w cyfry, które wysłał do mnie porywacz, dlatego zauważył to od razu. Ale teraz ja także wiedziałam, o co chodzi. Jak każdy jacht, także ten miał swój numer. Ale ten numer rozpalił ogień w moich żyłach. 691 - taki sam jak kwota, którą miałam do zapłaty.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz