- 73 -

2.7K 241 32
                                    

ASHTON

- Namierzyłem go - powiedziałem, patrząc na pozostałych. - Wszystko wzięte?

- Zależy, co rozumiesz pod pojęciem wszystko - odpowiedział Simon. Ręce mu się trzęsły, a usta nerwowo drgały. Nie wiedziałem, czy to dobry pomysł, żeby jechał z nami, ale byłem pewien, że za żadne skarby nie uda nam się go przekonać, żeby został.

Spojrzałem na Abbie i Trexa. Wyglądali na opanowanych.

- Gaz pieprzowy, nóż, paralizator, latarka, telefony, lina... - wymieniał Trex, zerkając do swojego plecaka, ale ja patrzyłem na Abbie ubraną w czarne leginsy i granatową bluzkę pod kolor jej oczu. Z samego rana wyglądała wyjątkowo pięknie.

- Do auta - zarządziłem.

Jechałem szybko, żeby zdążyć, zanim porywacz wróci do miejsca, w którym trzymał Briana. Ale mentalnie przygotowywałem się na to, że jednak nam się nie uda i będziemy musieli się z nim zmierzyć.

Mimo wszystko powinno się udać. Nawet jeśli Abbie lub Simon zawiodą, tym razem miałem obok Trexa. Na nim mogłem polegać.

Mniej więcej w połowie drogi, kiedy mijaliśmy miejsce, w którym porywacz zostawił telefon Briana, tak żebyśmy go znaleźli, Simon przerwał ciszę:

- A co, jeśli to zasadzka?

- Nie rób w gacie, Simon - odpowiedziałem ostro.

To, że jechaliśmy w tym samym kierunku nie musiało oznaczać, że tym razem też coś pójdzie nie tak. Lepiej, żeby Simon nie panikował, bo zaraz go wysadzę. Nawet Abbie przerażało to wszystko mniej niż jego.

Byliśmy już poza miastem i cały czas jechaliśmy tą samą dziurawą drogą wzdłuż wybrzeża. Opuszczone leśne tereny były idealnym miejscem do przetrzymywania kogoś z dala od ludzi. Dlaczego nigdy nie próbowaliśmy go poszukać w takich okolicach?

Może dlatego, że facet o wszystkim się dowiadywał i znowu wysłałby nam odciętego palca jako karę za węszenie.

- To tutaj - powiedziałem, zajeżdżając pod budynek po jakichś czterdziestu minutach. Był większy, niż przypuszczałem. Stary, betonowy, bez okien i z pożółkłą blachą na dachu. Dookoła gęsto rosły drzewa, przez co trudno było go dostrzec z drogi. A kilkadziesiąt metrów za nim ziemia się kończyła i zaczynało morze. Ale nie było widać wody. Musiało tam być urwisko, a morze pewnie zaczynało się kilkadziesiąt metrów niżej. Spojrzałem na Trexa. Nienawidził morza. I oczywiście nie patrzył w jego stronę.

Wysiedliśmy z auta.

- Co robimy? - spytał Simon roztrzęsionym głosem. Naprawdę żałowałem, że go wzięliśmy. Może wszystko zepsuć.

- Dwie osoby zostają na zewnątrz, dwie do środka - powiedziałem. - Chodź, Trex.

Zanim ktokolwiek zdążyłby się sprzeciwić, pobiegliśmy do budynku. Pchnąłem ciężkie drzwi i wszedłem do środka, a za mną wkroczył Trex. Czy powinno mnie zdziwić, że drzwi były otwarte? W środku było ciemno, więc Trex wyciągnął latarkę. Pomieszczenie było duże, wyłożone granatową tapetą i przypominało salon w jakimś bogatym domu. Cztery granatowe fotele ustawiono po czterech stronach kwadratowego stołu. Na ścianie na wprost wisiały dwa duże telewizory, a pod nimi stało kilka głośników. W dali po prawej zauważyłem bar i szafki z mnóstwem alkoholu, a po lewej rurę, na której pewnie tańczyły typowi jakieś kobiety. Uśmiechnąłem się. Umiał się urządzić.

- Tu są drzwi - powiedział Trex i wskazał na lewo. - Brian? - zawołał. - Jesteś tu?

Przeszliśmy przez drzwi, ale to nie było więzienie Briana. To była normalna łazienka. Z wanną i ogromnym lustrem, duża, przestronna, ładnie urządzona łazienka.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz