- 97 -

2.9K 254 69
                                    

TREX

- Co zjemy na obiad? - spytała Abbie. Leżeliśmy razem pod szarą kołdrą na moim łóżku, a ona patrzyła na mnie ze swoim zniewalającym uśmiechem. Powiodła ciepłą dłonią po mojej szyi i od razu zrobiło mi się jeszcze bardziej cudownie. Nawet to dziwne ssanie w środku trochę osłabło. Kochałem jej uśmiech.

- Zamówimy pizzę - odpowiedziałem, próbując zignorować cisnące mi się do głowy myśli.

Myśli o tym, czy może nie schowałem gdzieś w pokoju prochów, a potem o nich zapomniałem.

Nie potrafiłem znajdować w sobie motywacji, dlatego od razu mocno przytuliłem Abbie. Ona była całą moją siłą. Siłą, na którą nie zasługiwałem i nigdy nie będę zasługiwać.

Ktoś zapukał do drzwi. Z niechęcią wstałem i wyjrzałem za okno, w pośpiechu zakładając spodnie i koszulę. Na parkingu przed domem zobaczyłem srebrny samochód.

Czego ona tutaj chce? Poczułem, że zaczynam się denerwować, i rana po strzale znowu boleśnie mnie zapiekła.

Abbie wstała i także zaczęła się ubierać. A potem stanęła obok mnie. Jedną ręką dotknęła mojej, a drugą wskazała za okno.

- Czy to Sarah? To jej samochód.

- Tak, Sarah - powiedziałem gniewnie i ruszyłem w stronę drzwi. - Idę ją spławić. Chyba zapomniała, że już nie mam jej nic do powiedzenia.

- Nie, Trex... Porozmawiaj z nią. - Abbie mnie zatrzymała. - Nie kończ tego w taki sposób, jej teraz musi być naprawdę ciężko. - Skrzywiła się i poczułem dopadające mnie wyrzuty sumienia. Przez chwilę patrzyłem w jej ciemnoniebieskie oczy, które zdawały się prosić, żebym wyobraził sobie moją relację z Sarah z innej perspektywy.

Przyjaźniłem się z nią przez lata. Podobała mi się, ale ona zaczęła spotykać się z Daianem. Nienawidziłem go tylko dlatego, że wybrała jego. Potem się zaręczyli, wzięli ślub. I mogli być szczęśliwym małżeństwem, gdyby nie mój zakład z Oldmanem. Gdyby nie to, że potrzebowałem pieniędzy na towar. Jak zwykle chodziło o narkotyki.

Poczułem suchość w ustach i pokręciłem głową.

- Zaczekam tutaj, a wy na spokojnie porozmawiajcie - powiedziała Abbie, a ja przełknąłem to dziwne, gorzkie uczucie.

Tak to musiało wyglądać. Bo właśnie tak było. To była moja wina. Powinienem chociaż z nią porozmawiać.

Pokiwałem głową, a Abbie się uśmiechnęła. To wystarczyło za zachętę, żebym zamienił parę słów z dawną przyjaciółką. Pocałowałem Abbie, wciąż nie mogąc uwierzyć, że ona naprawdę tutaj jest i że chce kogoś takiego jak ja. Może zachowywałem się nie fair w stosunku do Ashtona, ale z tego, co wiedziałem, on też nigdy nie był zbyt w porządku. To trochę mnie usprawiedliwiało. Trochę.

Kiedy szedłem na dół, zadzwonił mój telefon. Odebrałem i rzuciłem od niechcenia:

- Co?

- Trex, aniołku! - krzyknął entuzjastycznie Max. - Co ty na to, żeby pójść dzisiaj we czwórkę do kina?

- Nie mamy czasu...

- Trex, no weź! Zrobimy dziewczynom niespodziankę i zabierzemy je na randkę, to będzie super wieczór! - ekscytował się.

- No... nie wiem.

- Film jest na dwudziestą pierwszą! To jesteśmy umówieni! Nie mówmy nic dziewczynom, to będzie nasza słodka tajemnica! - Zaśmiał się radośnie. Pomyślałem o Abbie. I o tym, że zasłużyła na normalny wieczór, jakby cały koszmar ostatnich tygodni w ogóle się nie wydarzył.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz