- 56 -

3.3K 229 5
                                    

ASHTON

Wstałem z łóżka Abbie i podszedłem do okna. Było uchylone i słyszałem świst wiatru, a w oddali huk morskich fal. Ciemne chmury zasnuwały niebo i zmrok zapadał wcześniej niż zwykle. Poza tym zaczynało padać i zdecydowanie zbliżał się sztorm. Ale to wszystko chyba i tak było spokojniejsze niż to, co ja czułem w tamtej chwili. Dosłownie mnie rozsadzało. Nie pomagały głębokie wdechy ani odsuwanie od siebie myśli. Wszystko kotłowało mi się w głowie z taką intensywnością, że miałem wrażenie, że rozsadza mi czaszkę od środka.

- Dziesięć tysięcy... Skąd znowu weźmiemy tyle pieniędzy? - mruknąłem pod nosem.

- Naprawdę muszę to robić? - usłyszałem za sobą roztrzęsiony głos Simona. No tak, forsa forsą, ale on był teraz w gorszej sytuacji. Kradzież w pracy mogła się skończyć tragicznie. A do tego będzie wtedy na haju... - To jest najgorsze zadanie na świecie...

- Może po prostu skołujemy tysiaka i wyślemy mu zdjęcie, że już go masz... - zaczęła Abbie. - Przecież gość nie może być wszędzie, nie zorientuje się, że nie wyniosłeś go z pracy... - Jej głos brzmiał trochę niepewnie. - Może to jest jakieś rozwiązanie...

Ale szczerze mówiąc, ja już nie wierzyłem w to, że ten psychol się nie zorientuje. Na pewno ma swoje wtyki w klubie i będzie wiedział, jeśli tylko spróbujemy go wykiwać.

Abbie podeszła do swojego białego biurka obok okna, przy którym stałem. Wyjęła kartkę papieru i długopis.

Zauważyłem, jak drgnęła, kiedy zawibrował telefon Briana. Simon sięgnął po niego i skrzywił jeszcze bardziej swoją zrozpaczoną twarz.

- Do dzieła, kochani, albo od razu zacznę pozbawiać go palców... - zaczął czytać. - O Boże... - jęknął. A potem doczytał do końca: - Zacznę od serdecznego u prawej ręki. W końcu i tak nigdy się nie ożeni, to chyba nie jest mu potrzebny na obrączkę, prawda?

Abbie kopnęła swoje biurko.

- Na litość Boską, po co to wszystko? Tak się nie robi przy normalnych porwaniach! - krzyknęła. W jej oczach dostrzegłem łzy, a gniew sprawił, że jej blada twarz powoli zaczęła nabierać koloru. - Dlaczego nie zażąda miliona, tylko bawi się z nami w jakieś durne podchody? I dlaczego mam pisać mowę pogrzebową? Przecież koniec końców go stamtąd wypuści, no nie? - Popatrzyła na mnie płonącym wzrokiem, a potem przeniosła go na Simona. Oczekiwała, że coś powiemy, że potwierdzimy, ale teraz już nic nie było pewne.

Uniosła ręce do twarzy i potrząsnęła głową.

- Musi go wypuścić, na pewno tak będzie - zapewniła sama siebie. - Jak tylko skończy się nami bawić, szpiegować nas, obserwować i...

Nagle zamilkła, gwałtownie unosząc dłoń do ust.

- Nie... Niedobrze mi... - Abbie wybiegła z pokoju, a po chwili usłyszeliśmy trzaśnięcie drzwi do łazienki.

Serce waliło mi młotem, kiedy popatrzyłem na telefon Briana leżący na łóżku obok Simona. Dokończyłem w myślach słowa Abbie. Nawet jeśli zamierzała powiedzieć coś innego, jej nagłe przerwanie wbiło mi do głowy nagłą przerażającą myśl.

Szpiegować nas, obserwować i...

Podsłuchiwać.

Podsłuch.

Ciekawe, skąd porywacz miał tak doskonałe wyczucie czasu z wysyłaniem swoich wiadomości. A poza tym... skoro pozwolił na to, żebyśmy znaleźliśmy telefon Briana, musiał mieć w tym jakiś cel. Musiał wykorzystać go, żeby mieć nad nami pełną kontrolę i wiedzieć o nas wszystko. Nic prostszego. Uderzyłem się w czoło otwartą dłonią. To takie oczywiste! Dlaczego nie pomyśleliśmy o tym wcześniej?!

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz