- 32 -

3.1K 267 4
                                    

TREX

- Mam tylko jedną prośbę. Nie doprowadzaj mnie do szału - powiedziałem powoli, cedząc przez zęby każde słowo. 

Złapałem doła. Dawka powoli przestawała działać i miałem dziwny nastrój, w którym każdy irytował mnie milion razy bardziej niż na co dzień.

- No weź, stary, jedna krecha i idziemy na miasto! Zobaczysz, tym razem trzepnie cię jak cholera. To petarda, tylko spójrz na mnie, rano miałem katar, brała mnie grypa, a teraz jestem jak nowo...

- Zamknij się! - krzyknąłem, przerywając mu, głośniej niż miałem zamiar. Narkotyki miały spory wpływ na moje nerwy, nie mogłem zaprzeczyć. - Ostatnio po twojej działce złapałem jakąś paranoję. Daleko w dupie mam takie zabawy.

Jednak dla świętego spokoju wciągnąłem podejrzany towar Maksa i podniosłem go z kanapy.

- Wypad. Nie mam nastroju na imprezę.

- No coś ty, stary? Będzie zajebiście, mówię ci! - Max odepchnął moją rękę i z powrotem usiadł na kanapie. - Zobaczysz, jak cię sieknie, sam będziesz mnie namawiać, żeby wyjść...

- Zjeżdżaj - powtórzyłem, ciągnąc go za koszulkę w stronę drzwi. Odrobinę się jeszcze opierał, ale powoli kroczył do wyjścia.

- Z tobą zawsze to samo... - mówił Max, jak zawsze nabuzowany. - No dobra, już idę. Ale wrócę tu za jakiś czas, żeby sprawdzić, czy nie zmieniłeś zdania! - Jak zwykle szeroko się uśmiechnął, pewien, że koniec końców i tak postawi na swoim, i poprawił przydługą brązową grzywkę opadającą mu na oczy. - Do zobaczenia. - Kilka razy poruszał brwiami, w górę i w dół, i otworzył drzwi.

Miałem nadzieję, że to koks zaczął działać, i że to, co zobaczyłem, to omamy, a nie rzeczywistość. Za drzwiami, na paskudnym, zapuszczonym korytarzu stała Abigail Carson.

Max zagwizdał z aprobatą.

- No, no, no! Już wiem, dlaczego nie chciałeś wyjść! - Zbliżył się, poklepał mnie po plecach i powiedział odrobinę ciszej: - Zwracam honor, stary! Niezła sztuka, życzę dobrej zabawy! - Zaśmiał się radośnie i podał rękę Abigail.

- Cześć, jestem Max, nieziemsko miło cię poznać! - Rzuciłem na nią przelotne spojrzenie. Nie uśmiechała się. I dobrze. Nie będzie jej do śmiechu, jak zatrzasnę jej drzwi przed nosem. Niech oboje stąd spadają.

- Abbie - odpowiedziała, podając mu rękę, i popatrzyła na mnie. - Mogę zająć ci chwilę?

- Nie - rzuciłem od razu. Chciałem zamknąć drzwi, ale Max mnie powstrzymał.

- No weź, Trex, nie pozwól tej pięknej damie odejść bez tego, po co przyszła.

Przez moment patrzyłem w jej ciemnoniebieskie oczy w odcieniu wzburzonego morza w trakcie sztormu. Tak samo granatowe, jak oczy mojego ojca...

Czułem, że dolna warga drży mi ze zdenerwowania. Czego mogła szukać w tej dzielnicy? A tym bardziej, czego chciała ode mnie? Nie miałem nic do zaoferowania.

Zamrugałem.

- Potrzebuję twojej pomocy - powiedziała, bezceremonialnie wchodząc do środka. Podskoczyło mi ciśnienie. Przez jej wejście, jej obecność, przez narkotyki i złość, która nigdy mnie nie opuszczała. Wściekłość była moją najlepszą przyjaciółką.

- To ja spadam. Powodzenia, misiaczki! - Max puścił do nas oko i zamknął drzwi. Zostaliśmy sami. Po plecach przebiegł mi nieprzyjemny dreszcz.

Przynajmniej czułem się już odrobinę lepiej. Śnieg powoli zaczynał robić swoje. Usiadłem na stoliku, żeby zasłonić przed nią resztki białego proszku, który został na blacie. Wydawało mi się to trochę śmieszne. Miałem w mieszkaniu taki syf, że stół na pewno nie zwróciłby niczyjej uwagi.

- Czego chcesz? Nie potrafię ci pomóc. I nie chcę.

Myśli przebiegły mi po głowie lotem błyskawicy. Sarah. Wesele. Daian. Ashton. Hotel. Musi chodzić o tamtą noc. Bo niby o co?

- Potrzebuję od ciebie... czegoś. - Zamilkła. Popatrzyłem na nią nieufnie. Miała zaczerwienione oczy i spuchniętą twarz, jakby płakała. Uśmiechnąłem się do siebie. Miło widzieć ją w takim stanie. Oblizała usta i dodała: - I wiem, że jesteś... - Zawahała się. Uniosłem brwi. - Wiem, że masz... narkotyki...

Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. Poważnie po to przyszła? Wybuchłem śmiechem, nie mogłem się opanować. Co za idiotka!

- Chyba do reszty straciłaś rozum! Myślisz, że... - Przerwałem, próbując powstrzymać śmiech. Wyglądała na śmiertelnie poważną. - No nie, ty naprawdę uważasz, że możesz to u mnie dostać? - Znowu zacząłem się śmiać. Z każdą chwilą czułem się coraz lepiej. Max miał rację, to była petarda. - No nie! Dziewczyno, czy ty wiesz, o co pytasz? Idealna Abigail Carson życzy sobie ode mnie dragów? Haha! Dobre, świetne! Możesz już sobie iść.

- Nigdzie nie idę - odpowiedziała poważnie. Opanowałem rozbawienie i wyprostowałem się.

- Co, wrócił rozum i nadeszły wyrzuty sumienia? - spytałem. - Zaczęłaś żałować, że przespałaś się z Ashtonem? Nie dziwię się, to było makabryczne świństwo, nie wiem, jak możesz w ogóle z tym żyć. - Zaśmiałem się. Dawno nie było mi tak wesoło. - I teraz sobie nie radzimy? No, kto by pomyślał! - Popatrzyłem na nią. Chyba otarła łzę. Oj, popłakała się, ale byłem niemiły. Pokręciłem głową i parsknąłem. - Trzeba z tym żyć, Abbie - powiedziałem słodko, jak do małego dziecka. - Zasłużyłaś sobie na to, żeby odpokutować. Nie mam zamiaru zmniejszać twojej kary. To byłoby niewłaściwe. A ja nie robię niewłaściwych rzeczy.

- To nie dla mnie - odparła ostro. Jej oczy ciskały pioruny, kiedy na chwilę zawiesiłem na nich swój wzrok.

- Nie obchodzi mnie to. Kompletnie. Zjeżdżaj.

Uśmiechnąłem się, a ona odwróciła się na pięcie i bez słowa wyszła z mieszkania, trzaskając drzwiami.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz