- 60 -

2.6K 242 9
                                    

ABBIE

- Nigdzie z tobą nie idę - powiedziałam do Ashtona, kiedy pociągnął mnie w stronę brzegu. - Daj mi spokój, proszę cię. 

- Daleko gdzieś mam twoje prośby - odparł szorstko i mocno złapał mnie w pasie i na wysokości kolan, a potem przerzucił sobie przez ramię. Uderzyłam go pięścią w plecy, krzycząc, żeby mnie puścił, ale on nie zwracał na mnie uwagi i ruszył w stronę zejścia z molo.

- Ashton - zaczęłam, tym razem spokojnie. - Dostałam jeszcze jedno zadanie od porywacza, muszę tam być.

Spokój zawsze na niego działał, bo był całkowitym przeciwieństwem jego dynamizmu i impulsywności. Zatrzymał się i odstawił mnie na mokre deski. Byliśmy teraz mniej więcej w połowie starego spróchniałego molo.

- Kazał ci wskoczyć do tej wody? Od razu mógł ci kazać podciąć sobie żyły - warknął ze złością.

- Muszę tu być dla Briana. Mężczyzna zagroził, że jeśli tu nie przyjdę...

- To co, odetnie mu kolejny palec? - przerwał mi Ashton, krzywiąc się. - Abbie, pomyśl... - Wziął moje zimne ręce i zamknął w swoim ciepłym uścisku, intensywnie patrząc mi w oczy. - Ryzykujesz życie dla głupiego palca, bez którego da się żyć. Brian by tego nie chciał. Abbie, twoje życie jest milion razy ważniejsze od tego!

- Nie chodzi o palec - powiedziałam cicho. - On napisał, że jeśli tu nie przyjdę, zabije Briana jeszcze dzisiaj.

- Jak to go zabije? To niby po co ja i Simon mamy zdobywać dla niego pieniądze? Myślisz, że sam pozbawiłby się tak znakomitego źródła dochodów? - Pokręcił głową. - Wątpię. Za dobrze się bawi i może naprawdę świetnie na nas zarobić. To psychopata, ale nie jest głupi. Nie zabije go.

Pokiwałam głową, odrobinę uspokojona.

- Poza tym on nie kazał mi wskakiwać do tej wody - zaczęłam wyjaśniać - przynajmniej na razie. Mam tu po prostu być, dopóki nie napisze, że mogę wracać do domu. Nie wiem, może chce sprawdzić, czy posłusznie wykonam każde zadanie... Może chciał mnie przestraszyć samotnym staniem tu w taką pogodę.

- Ale ty lubisz morze i nie przeraża cię burza - powiedział Ashton cicho, a jedna z większych fal uderzyła w molo, chlapiąc nas i nasze i tak już przemoczone ubrania.

- Więc co teraz? - spytałam. - Wrócisz do domu, a ja napiszę ci, że wszystko w porządku, kiedy to już się skończy?

Pokręcił głową.

- Nie zostawię cię tu samej. Nie w taką pogodę. I nie w takim stanie.

Tabletka zaczęła działać, mimo że ją zwróciłam. Jeszcze w domu zrobiło mi się duszno i tak niesamowicie gorąco, że prawie spanikowałam. Ale potem musiałam przyjść tutaj i przez ten deszcz i chłodny wiatr trochę ochłonęłam i praktycznie nie czułam już, że jestem pod wpływem narkotyku. Byłam teraz po prostu zmęczona i słaba, bo prawie nie spałam i zwymiotowałam dzisiaj dosłownie wszystko, co zjadłam lub wypiłam.

- A co, jeśli on nas teraz obserwuje? Miałam być tutaj sama.

Poczułam wibracje w kieszeni kurtki i wyjęłam telefon. Był mokry, ale jeszcze działał. Całe szczęście.

- To on? - spytał Ashton. Pokiwałam głową.

Wracaj do domu, skarbie. Przecież nie będziesz skakać w te fale, żeby zginąć jak twoi rodzice! Aj, moja miła Abbie, jesteś naprawdę niesamowita. Powinnaś do mnie dołączyć. Stanowilibyśmy zgrany zespół!

Aż tak się ucieszył, że postałam godzinę na molo? Niech mu będzie. Schowałam telefon do kieszeni i razem z Ashtonem ruszyliśmy do jego samochodu. Marzyłam o gorącej herbacie, przebraniu się w suche ubrania i wskoczeniu pod koc w moim pokoju. Jeszcze chwila i spełnią się moje małe marzenia.

- Jak Simon? Udało mu się? - spytałam, kiedy jechaliśmy w stronę mojego domu. W oddali usłyszałam dźwięk syren jakiegoś wozu ratunkowego. W taką pogodę często zdarzały się wypadki. Dobrze, że tym razem Ashton jechał powoli, bo droga musiała być naprawdę śliska.

- Tak. Udało mu się wziąć te pieniądze. Myślę, że nikt tego nie zauważył i że uda mu się być poza podejrzeniem.

- A kamery?

- Nie działały w tamtym momencie.

Pokiwałam głową. Na pewno nie przestały działać same z siebie, ale nie drążyłam tematu. Ważne, że cała akcja udała się chłopakom i zadanie było wykonane.

- A co zrobimy z tymi dziesięcioma tysiącami? - zapytałam, zerkając na profil Ashtona. Patrzył na drogę w skupieniu, bo kilka ulic było zablokowanych i musiał znaleźć drogę, żeby podjechać pod mój dom od innej strony.

- Nie wiem, może zapytam Any, czy coś mi pożyczy. Albo Trexa, on może mieć jakieś pieniądze. Oczywiście, kiedy już go wypuszczą.

- Wypuszczą? Skąd?

- Ach, no tak. Ty nic nie wiesz. - Zatrzymał się i zawrócił. Kolejna ulica była zablokowana. To w tej okolicy musiało się stać coś złego, bo syreny wyły jeszcze głośniej niż wcześniej. Teraz widziałam nawet jakąś jasną smugę unoszącą się w stronę nieba. - Aresztowali go za bójkę z Daianem, mężem Sarah. Daian trafił do szpitala.

Co za idiota - pomyślałam. W innych okolicznościach chyba nawet byłabym zadowolona, że znienawidzony przeze mnie Trexon trafił za kratki, ale teraz nie była na to zbyt odpowiednia chwila. Potrzebowaliśmy jego pieniędzy.

- Jak go wypuszczą, to zapytam, czy pożyczy mi pieniądze. Mam nadzieję, że nam pomoże, w końcu do ósmego lipca zostało tylko kilka... - Zamilkł, robiąc wielkie oczy. Patrzyłam na niego i teraz odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na to, co wprawiło go w takie osłupienie.

Wjechaliśmy na moją ulicę od przeciwnej strony. Na ulicę pełną samochodów, ludzi, wozów strażackich i niebiesko-czerwonych świateł.

- O ja pier... - zaczął Ashton, gwałtownie zatrzymując samochód i szybko wysiadając z auta. Ja zrobiłam to samo. Oboje popędziliśmy tam, gdzie patrzyli wszyscy ludzie zgromadzeni na ulicy. W stronę jednego z budynków. W stronę domu, który płonął. Jasna smuga na niebie okazała się światłem ognia liżącego jego dach. W powietrzu unosił się zapach dymu, tym bardziej drażniący moje płuca, że biegłam, gwałtownie wciągając go w siebie. Złe przeczucie z każdą chwilą stawało się jeszcze gorsze, aż w końcu eksplodowało z całą mocą. Będąc już niedaleko od płonącego domu, opadłam na kolana. Czułam na policzkach palące łzy. Ashton zatrzymał się i przykucnął tuż obok, przyciskając mnie do siebie, żeby mnie pocieszyć. A ja wpatrywałam się tępym wzrokiem, jak strażacy bezskutecznie próbują ugasić pożar i uratować dom, z którego i tak już niewiele pozostało. Patrzyłam, jak ogień bezlitośnie pochłania dach, ściany, drzwi niewielkiego starego domu... Domu mojego dziadka.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz