- 61 -

2.7K 228 11
                                    

ABBIE

- Abbie, tak bardzo mi przykro - powiedziała Olivia Rucker, obdarzając mnie matczynym uściskiem. Trzymałam w ręce kubek herbaty, którą zrobił mi Simon i starałam się nie pamiętać, że wczorajszej nocy mój dom całkowicie spłonął. - Bardzo się cieszę, że Ashton cię do nas przywiózł. Możesz tu zostać, zamieszkasz z nami, jak długo tylko będziesz chciała. Pokój Briana i Trexa właściwie są wolne, bo moi okropni synowie kompletnie zapomnieli o matce i zniknęli z mojego życia... Ach, nieważne. Ich pokoje są wolne, wybierz sobie któryś i czuj się jak u siebie w...

- Mamo - przerwał jej Simon, rzucając jej wymowne spojrzenie. - To niezbyt trafnie dobrane słowa.

- Przepraszam - zreflektowała się kobieta. - A powiedz mi, kochanie, co z twoim dziadkiem? Wszystko u niego w porządku?

- Można tak powiedzieć... To znaczy, nic mu nie jest, dostał anonimowy telefon, że czekam na niego w jakimś barze i poszedł tam, a wtedy ktoś podłożył ogień. Kiedy dziadek wrócił, bo nie zastał mnie w umówionym miejscu, dom już płonął na dobre. Już nawet jakiś sąsiad zadzwonił po straż pożarną. To był stary dom, od razu zajął się ogniem...

- I to pewne, że ktoś podłożył ogień? Była burza... Może to piorun uderzył w dom albo...

- To na pewno był człowiek, mamo - powiedział Simon. - Piorun nie zadzwoniłby, żeby wywabić pana Straussa z domu. - Kobieta pokiwała głową. - Całe szczęście, że dom był pusty. Że podpalacz nie miał na celu zabić mieszkających tam osób - dodał Simon. - Mogło być gorzej, Abbie.

Uśmiechnęłam się delikatnie. Cały Simon i jego optymistyczne nastawienie - zawsze twierdził, że jeszcze mogło być gorzej. Ale było już tak źle, że nigdy, przenigdy nie chciałabym się przekonać, co to znaczy gorzej.

- Teraz dziadek jest w szpitalu na obserwacji, bo jest w ogromnym szoku - powiedziałam cicho. - Niebezpiecznie wzrosło mu ciśnienie. Za kilka dni powinien wyjść, ale do tego czasu byłabym naprawdę wdzięczna, jeśli mogłabym tutaj zostać.

A kiedy dziadek wyjdzie ze szpitala, nie mam pojęcia, gdzie się podziejemy - pomyślałam, ale od razu wyrzuciłam tę myśl z głowy. Dopiero gdy dom spłonął, uświadomiłam sobie, jak wiele dla mnie znaczył.

- Oczywiście, że możesz tu zostać tak długo, jak tylko zechcesz. Nawet na zawsze. - Kobieta zaśmiała się i pocałowała mnie w czoło. - Muszę iść do pracy, miłego dnia, kochani. Trzymaj się, Abbie. Pamiętaj, że zawsze możesz na nas liczyć. - Zebrała swoje rzeczy z kuchennego blatu i skierowała się do wyjścia. Przy drzwiach odwróciła się jeszcze i dodała: - Mam nadzieję, że szybko złapią tego, kto to zrobił. Nie można mu darować czegoś tak okropnego.

Wyszła z domu, a ja spojrzałam na Simona, który usiadł obok mnie przy okrągłym stoliku.

- Bardzo wielu rzeczy nie można mu darować - powiedział.

Upiłam łyk herbaty i wpatrzyłam się w swoje splecione na kubku dłonie.

- Nie wiem, jaki miał w tym cel - powiedziałam. - Przecież chwilę wcześniej napisał, że stanowilibyśmy zgrany zespół.

- Może zmienił zdanie...

Zapadła cisza. A potem Simon uśmiechnął się i poszedł na górę. Wrócił po minucie, wciąż tak samo uśmiechnięty.

- Czas na coś, co poprawi ci humor - odezwał się, rzucając na stolik białą kopertę. Była czymś napchana. W środku musiały być pieniądze.

- Naprawdę myślisz, że w pracy nie zorientują się, że to ty?

- Na pewno. - Usiadł z powrotem na krześle i wyjął z koperty banknoty.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz