- 63 -

2.9K 236 30
                                    

TREX

Drzwi zamknęły się za mną z trzaskiem. Żałowałem, że nie uderzyłem nimi jeszcze mocniej. Krew zawrzała mi w żyłach, kiedy Simon przeczytał wiadomość. Znienawidzone przeze mnie słowo obijało mi się o czaszkę i nie mogłem pozbyć się go z myśli.

Na dodatek Abigail wyprowadziła mnie z równowagi. Ta dziewczyna zawsze musiała doprowadzić mnie do szału. Bez wyjątku. Nawet w takiej sytuacji jak dzisiaj.

Nieustraszony.

Uderzyłem się pięściami w głowę i mocno nią potrząsnąłem.

Wypad. Wypad. Niech to słowo zostawi mnie w spokoju.

Nieustraszony.

Jak nazwa statku, którym pływał mój ojciec.

Przyspieszyłem. Jakby to mogło w czymś pomóc.

14 lipca. Dzień, w którym statek zatonął, a mój ojciec zginął. Dzień, w którym zaczęły się moje koszmary. W którym znienawidziłem morze i te jej cholerne ciemnoniebieskie oczy podobne do oczu mojego ojca.

To życie było jednym wielkim koszmarem.

Mój telefon zadzwonił i zerknąłem na wyświetlacz, żeby sprawdzić, kto chce ze mną rozmawiać. Nie wiem, kogo się spodziewałem, ale na pewno nie jej.

- Halo?

- Cześć, Trex. Możemy się spotkać? - zapytała Sarah poważnym głosem.

- Nie mam czasu.

- Trex, proszę. Musimy sobie coś wyjaśnić...

Nie odpowiedziałem. Na chwilę zapadła cisza.

- Nie zachowuj się jak dziecko. Przyjdź do mnie na chwilę.

- Nigdzie się nie wybieram.

- Nie ma go w domu - powiedziała jeszcze i się rozłączyła.

Włożyłem telefon do kieszeni i wyciągnąłem papierosy. Zaciągnąłem się dymem, myśląc, że chętnie rzuciłbym to świństwo. Ale po co? Co pozostało mi z tego życia?

Nie chciałem do niej iść, ale i tak skierowałem się w stronę jej domu. Wejdę tam na chwilę, posłucham ochrzanu, nic sobie z niego nie zrobię i pójdę do Oldmana. Zdobędę te dziesięć tysięcy, mimo że Oldman pewnie pomyśli, że oszalałem. Kolejny raz będę prosił go o to samo. Jakaś superszalona akcja za kasę. Bez względu na to, czy ta akcja będzie tego warta, czy nie.

- Słucham. - Głos Oldmana w słuchawce był szorstki i poważny. Jak zwykle.

- Mam sprawę. Możemy się spotkać?

- Wieczorem przyjdź do Piachu - odpowiedział i się rozłączył.

Szedłem szybko, paląc papierosa. Liczyłem na to, że dym osłabi to palące uczucie w klatce piersiowej. Co to było? Gniew? Żal? Poczucie winy? W wyobraźni widziałem duże ciemnoniebieskie oczy wypełnione łzami i z każdą chwilą to dziwne wrażenie się pogłębiało. I coraz bardziej wpadałem w gniew. Teraz już nie prześladowało mnie to tylko w snach, widziałem jej oczy także w rzeczywistości. Co z tego, że były ładne, skoro wzbudzały we mnie taką nienawiść? Nie mogłem znieść patrzenia w nie ani nawet myśli o tym, z czym mi się kojarzyły.

- Dobrze, że jesteś - powitała mnie Sarah, wpuszczając mnie do środka. Było tak czysto jak wtedy, kiedy byłem tu ostatni raz. Tylko nie było dywanu. Pewnie oddała go do pralni, żeby wyczyścili go z krwi tego dupka.

- Jak miewa się twój drogi mężulek? - Usiadłem na kanapie, a Sarah usadowiła się naprzeciwko i zmierzyła mnie potępiającym spojrzeniem.

- Ma wstrząs mózgu, wciąż nie wypuścili go ze szpitala.

Uprowadzony ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz