Siedziałam na łóżku Artura, wlepiając bezmyślnie wzrok w sufit i oczekując, że coś się w moim życiu zmieni. Nie wiem dlaczego, ale byłam przekonana, że zaraz ktoś pstryknie palcami i wszystko się ułoży. Głowa bolała mnie niemiłosiernie. Chyba natłok emocji nie był odpowiedni dla mojego organizmu, który wręcz błagał o pomoc.
Najchętniej wyczarowałabym sobie zamknięte pomieszczenie bez okien i drzwi z małym telewizorem, w którym przez całą dobę leciałby Dr. House. I jeszcze może trochę mrożonej kawy, żebym nie zasnęła. I kołdra, bo jak zwykle bym marzła.
Marzła… No właśnie. Przypomniało mi się jak szliśmy albo wracaliśmy z kina razem z zespołem i Arturem. Zaczął się ze mnie nabijać i zdjął kurtkę na środku chodnika, twierdząc, że zaczęło się lato. Przed oczami zobaczyłam minę starszego pana, który został zahaczony przez chłopaka. Najchętniej odesłałby nas do jakiejś poradni. Z resztą słusznie.
-Mała!
Do pokoju wszedł, ubrany w luźną bluzę zakładaną przez głowę, Artur z zniecierpliwieniem na twarzy. Rzucił plecak na krzesło od biurka. Bałam się, że zaraz powie coś w stylu:
-Znalazłaś mój pamiętnik!
Ale obejrzał jedynie szuflady, a potem z powrotem przeniósł swój wzrok na mnie. Pokręcił głową i delikatnie ściągnął z moich ramion koc. Podał mi swoją granatową bluzę, która wisiała cały dzień na wieszaku i aż się prosiła, by ją założyć. Praktycznie włożył moje ręce w rękawy. Nie miałam siły nic do niego powiedzieć. Ciężko było w ogóle stwierdzić czy byłam żywa. Nic na to nie wskazywało.
-Doskonale wiem, że w głowie masz największy bałagan, jaki widział świat- powiedział z uśmiechem- Ale czas wziąć się w garść, okej?
Pokiwałam głową, że nie i sięgnęłam po koc. Chwycił moje nadgarstki i trzymał je na moich kolanach.
-Tak! Wychodzimy.
-Niby gdzie?- zapytałam, szczerze nie chcąc się nigdzie ruszać- Artur, przecież widzisz, że wyglądam jak wrak zatopionej łodzi, która leży pod wodą siedemset osiemnaście lat.
Spojrzał na mnie, a jego wzrok można by opisać pytaniem: co ty tworzysz?
-Czemu akurat tyle?-spytał po chwili.
-Bo ta liczba nie ma sensu. Tak jak wszystko, a szczególnie moje życie.
Chwilę wpatrywał się we mnie, analizując moje słowa. Myślałam, że nadal będzie naciskać na wyjście z tej jaskini, zwanej również jego sypialnią. Jednak nagle wgramolił się pod swoją kołdrę, układając się z brzegu na boku. Uchylił kołdrę i powiedział jedynie:
-To chodź spać. Zupełnie jak dawniej.
Po chwili leżałam już wtulona w jego klatkę piersiową, która unosiła się równomiernie do góry, by znów opaść. W szyję łaskotał mnie jego oddech, a ręka wędrowała po moich plecach. Powoli zasypialiśmy, gdy chłopak, ledwo przytomny, dodał:
-Alka, wiesz, że nie powinniśmy.
-Czego?- spytałam ospałym głosem.
-Zaczynać od nowa. Nie możemy- westchnął- Jednak za nic w świecie cię teraz nie puszczę. Wyobrażam sobie właśnie, że jesteś tylko moja- zaśmiał się cichutko- Nigdy tak nie będzie.
Chciałam spytać dlaczego tak myśli, gdy poczułam jego policzek ocierający się o mój, co mnie kompletnie rozproszyło i pozwoliło spokojnie zasnąć.
CZYTASZ
Witamy w gimnazjum/5sos ff
FanfictionObróciłam się do Michała i przez zamglone łzami oczy dostrzegłam uśmiech. Wciąż się do mnie uśmiechał. Napis na koszulce i kolorowe włosy jeszcze bardziej mnie rozkleiły. Oparłam głowę o jego pierś i oplotłam go w talii, złączając moje dłonie za je...