Rozdział 56

1.4K 128 2
                                    

Sama w to nie wierzyłam, ale dotrwałam do końca filmu. Poczułam jak Luke unosi się z kanapy. Przeciągnął się i dodał:

-Nie ma dwudziestej pierwszej, idziemy się napić?

Michał i Kamil od razu wstali. W ich oczach pojawiła się iskierka nadziei i podcienienia. Stanęli obok wokalisty i rozejrzeli się po pomieszczeniu. Niesamowicie zdziwił ich fakt, że ja nie drgnęłam o milimetr, Lili to samo. Artur chyba przysnął, bo nie dawał żadnych znaków życia. Klara natomiast prowadziła wojnę z samą sobą. Zbyt długo ją znałam, by się tego nie domyślić. Z jednej strony był Luke, a z drugiej jej zasady moralne. Wiedziałam, że gdy wzrok chłopaka padnie na niej i przez pewien czas będą patrzeć sobie w oczy, to na sto procent ulegnie.

Dokładnie tak się stało. Kanadyjczyk spojrzał na nią wzrokiem smutnego pieska, który stał pod jej oknem w deszczu i błagał, by zwróciła na niego swoją uwagę. Oczywiście zwrócił jej uwagę, a nawet podał jej rękę, by pomóc jej wstać. Z lekkim ociąganiem się wstała. Nadal trzymali się za ręce. Nie chciałam, by zauważyli, że ja to zauważyłam. Obejrzałam się na śpiącego towarzysza, która nie zmienił swojej postawy od końca filmu.

-Lilka, pójdziesz z nami?-zapytał Michał.

-Nie, nie, nie- pokiwała przecząca głową.

-Proszę, nie zostawiaj mnie z samymi chłopakami!- pisnęła Klara- Nie wiadomo co może się stać.

Próbowała powiedzieć to najbardziej poważnie, jak tylko mogła, lecz kąciki jej ust drgały, co chwilę unosząc się lekko ku górze. W końcu zmarszczyła lekko nos i westchnęła.

-Dobra, ale na krótko.

Lili wstała i natychmiast pomaszerowała do przedpokoju. Usłyszałam jak podnosi swoje buty z podłogi i zwiesza kurtkę z wieszaka. Pozostała czwórka się do mnie (i mojego śpiącego kompana) uśmiechnęła, po czym udali się do dziewczyny.

Bardzo zdziwiła mnie postawa przyjaciółki. Klarę mogłam zrozumieć. A wręcz powiedziałabym, że było to typowe zachowanie dla niej nie spodziewałam się zbytnio innej reakcji. Ale Lili? Zagadka.

Usiadłam na kanapie i wyłączyłam telewizor. Nadgryzłam kogoś kawałek pizzy, ale gdy tylko poczułam, że jest zimna, to odłożyłam talerzyk z powrotem na podłogę.

Obserwowałam Artura. Jego brązowe loczki opadły mu na oczy. Dostrzegłam w tym momencie jakie jego rzęsy są długie. Były lekko zaokrąglone ku górze. Wszystkie były równe, jakby je codziennie układał. Policzki miał lekko zaróżowione. Uznałam, że to przepiękny widok. Ten blady róż idealnie współgrał z kolorem jego ust, który był bardzo naturalny. Nie był ani czerwony, ani brązowy, ani różowy. Był w sam raz. Jego nos był leciutko zadarty.

Nagle na jego czole pojawiły się zmarszczki, a nos się poruszył.

Jego głowa opierała się o poduszkę położoną na ramieniu kanapy. Jedna noga była zgięta w kolanie i podgięta tak, że nie dostrzegałam jego stopy. Druga zwisała swobodnie i dotykała dywanu.

Po chwili znów zmarszczył nos. Zorzumiałam, że bardzo nie odpowiadają mu włosy łaskoczące go w lewą stronę nosa. Postanowiłam, że je odgarnę.

Siegnęłam w jego stronę. Ręka mi drżała. Drugą dłonią dotknęłam szyi i aż podskoczyłam. Była przeraźliwie zimna. Nie mogłam dotknąć jego skóry, bo od razu by się obudził. Nie chciałam, aby zastał mnie w takiej pozycji, której nie dało się wytłumaczyć inaczej niż tak, że bezczelnie się niego wpatruję.

Sięgnęłam po jego loczki i włożyłam je za ucho. Wiedziałam, że wykonałam już swoje zadanie i ułatwiłam Arturowi spokojny sen, lecz jakaś niewidzialna siła nie pozwalała mi zabrać palców z jego włosów. Jednocześnie, zupełnie świadomie, rozumiałam, że jeśli kawałek mojej lodowatej skóry zetknie się z jego, to będą same kłopoty.

Oh, tak bardzo chciałam ją zabrać. Lecz pokusa pogłaskania go chociaż przez chwilę po delikatnym różu na policzku była zbyt silna. Chciałam też dotknąć jego rzęs. Były takie idealne. Jakbym nie wierzyła, że siedzę centymetry od chłopaka, a on jest najprawdziwiej prawdziwy.

Tak, te centymetry dzielące nasze ciała wydawały się mi zbyt długie. Moja ręka wciąż była w jego włosach. Delikatnie zjechałam nią niżej, dotykając miejsca, w którym przy uśmiechu ukazują się dołeczki w policzku bruneta. Poczułam energię, jaką mi przesłał. Wiem, że to niekoniecznie jest prawdopodobne, ale z chwilą dotknięcia jego skóry, moja skóra się rozpaliła. Nie czułam chłodu już. Dreszcze rozeszły się po moich częściach ciała.

Nagle drgnął. Jego powieki zaczęły się ruszać. Byłam sparaliżowana, więc zapomniałam, by zabrać rękę z jego policzka. W końcu oczy się otworzyły. Zielone, bardzo cienkie tęczówki i czarna przepaść pośrodku obydwu oczu. Nagle zobaczyłam w jego oczach swoje własne odbicie i gwałtownie odskoczyłam.

-Alka, co robisz?- zapytał.

Otworzyłam oczy ze zdumienia. Podparłam się rękami z tyłu, by bez większych ruchów, które mogłyby zwrócić jego uwagę na mnie, się od niego maksymalnie oddalić.

Nie wiedząc co robić, po prostu wstałam z kanapy i na paluszkach odbiegłam do kuchni.

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz