Rozdział 99

872 98 1
                                    

        dzięki wielkie za 40 tysięcy!

        -…jest to podstawowa funkcja…

            Dzwonek.

            Dziękuję. Dziękuję tak bardzo.

            Przysięgam, że jeszcze jedna definicja na języku polskim i zwariowałabym. Nie ma na mnie siły, która przekonałaby mnie do polubienia gramatyki. Czy to odmieni moje życie, jeśli będę potrafiła nazwać każdą część zdania, które wypowiadam? Bardzo.

            Lubię Pioruna. Względnie. To znaczy jest dosyć przeciętną wychowawczynią. Ma około czterdziestu lat, ale uwielbia nosić kocie okulary, które zaburzają jej wizję jako perfekcyjnie ułożonej nauczycielki. I to jest w niej bardzo interesujące.

            Nawet jeśli dążyłam jakąś minimalną sympatią, ale nie powstrzymało mnie to od wybiegnięcia z sali. Mijałam zdziwione twarze na korytarzu i ignorowałam ciche pomruki, gdyż uczniom nie podobało się moje przepychanie. Klara i Lili postanowiły iść do zespołu na próbę. Ja nie zamierzałam się do nich odzywać.

            Takie humory mogą denerwować innych. Denerwują mnie samą. Nic nie mogę poradzić na fakt, że wstaję z ogromnym uśmiechem na twarzy i myślą, że czeka mnie wspaniały dzień, a stawiając pierwsze kroki cały entuzjazm mija i mam ochotę powbijać wszystkim noże w brzuch. W sumie nie wiadomo jak się do mnie zwracać i co mówić, żeby nie zostać obrzuconym morderczym spojrzeniem, które ma w sobie tysiące małych igiełek, trafiających prosto w serce.

            -O której zaczynają?- zagadnęłam dziewczyny, które sięgały kurtki z szafek.

            -Już zaczęli- odpowiedziała entuzjastycznie Lili- Jakieś pięć minut temu.

            -Na pewno nie chcesz iść?- odezwała się Klara.

            -Nie, jestem umówiona z Majkim.

            Mruknęły coś, że przyjęły to do wiadomości, lecz nie były za szczęśliwe. Zapięły kurtki pod brodę i założyły czapki na głowy, pytając się nawzajem czy dobrze wyglądają. Byłyśmy przyjaciółkami, więc odpowiedź zawsze brzmiała:

            -Wyglądasz prześlicznie!

            Gdy upewniły się, że są bardzo dokładnie ubrane, zwróciły wzrok w moją stronę. Pierwsza odezwała się Klara:

            -Pamiętasz każdą akcję z Majkim?- kiwnęłam głową- Pamiętasz, że płakałaś?- ponownie skinęłam, domyślając się w jakim kierunku zmierza.

            -Wiem, co robię.

            -Żebyś znowu nie płakała i nie leciała do nas, gdy złamie ci serducho- rzuciła ostro Lili. Aż nie spodziewałam się po niej takiego tonu- To znaczy i tak przyjdziesz.

            A moje serduszko? Kto sklei moje serduszko?

            -Złamanego serca nie da się złamać- mruknęłam i zwróciłam się do wyjścia- Idziecie?

            Wyszłyśmy przed budynek szkoły i rozdzieliłyśmy się w dwie przeciwne strony. Obserwowałam jak dwie postacie znikają mi z horyzontu. Przeszłam przez przejście dla pieszych, na którym był pół stopiony lód. A właściwie to już bardziej woda.

            Dotarłam do białego budynku, który w zimę ze śniegiem wyglądał dużo lepiej. Zlewał się delikatnie z białym tłem, a szare paski i szyld odróżniały go od reszty krajobrazu. Od tego budynku biło ciepło, a zapach świeżo parzonej kawy unosił się w powietrzu.

            Było już po czwartej. Czekałam aż wreszcie wrócę do domu i przymknę oczy, leżąc w ciepłej pościeli w kratę, patrząc w ciemny sufit. Jednak coś mówiło mi w głowie, że wizyta w kawiarni dobrze mi zrobi. Pchnęłam więc szklane drzwi i znalazłam się w prawie pustym pomieszczeniu. Usiadłam na barowym krześle i podparłam brodę dłońmi.

            -Hej- usłyszałam znajomy głos- Kończę zaraz.

            Uśmiechnęłam się delikatnie i podniosłam wzrok na blondyna w czerwonej bluzce z długim rękawem, która idealnie zgrała się z lekko rudymi prześwitami we włosach.

            -Nie chciałam przeszkadzać, po prostu pomyślałam, że do ciebie zajrzę.

            -Może chcesz gdzieś coś porobić hm?

            Zamrugałam kilka razy, nie rozumiejąc do końca jego wypowiedzi. Widząc to zachichotał nerwowo i powtórzył bardziej zrozumiałą wersję:

            -Czy chcemy coś razem porobić?

            Byłam padnięta. Padnięta najbardziej jak tylko można być padniętym. Szkoła, rodzice, sprzątanie pokoju, odrabianie lekcji, uczenie się. I Michał.

            To wszystko mnie wyczerpało. Miałam ochotę pokazać mu środkowy palec i powiedzieć, że idę spać. Nie wierzę, że nie zauważył ogromnych, fioletowych worów pod moimi oczami.

            -A głodna jesteś?

            Kiwnęłam nieznacznie głową, w myślach układając zmęczone ciało w łóżku.

            -To chodź, ugotuję ci coś. Tylko pójdę po kurtkę.

            Zniknął na zapleczu, a ja przymknęłam oczy, marząc by magiczne siły przetransportowały mnie bezboleśnie do domu. W sumie ciekawe czy podróże w czasie i przestrzeni bolą?

            -Chodź, chodź.

            -Majki, nie dam rady. Ledwo stoję na nogach- wyszeptałam- Przepraszam.

            -Widzę, spokojnie. Odprowadzę cię- wziął mnie pod rękę i przytrzymał mi drzwi, przepuszczając mnie w nich przodem- Mówiłem do ciebie, że sprawdzić czy mnie słuchasz. Jak wrócisz, to idziesz spać. I nie obchodzi mnie, że dzisiaj piątek. Żadnych imprez, młoda damo.

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz