Rozdział 7

3.1K 234 4
                                    

Dotarłyśmy na lekkie wzgórze w lasku po około 15 minutach. Przedzierałyśmy się przez pokrzywy aż ujrzałyśmy zarysy ludzkich postaci. Słychać było śmiechy, krzyki, a nawet płacz, dźwięk tłuczonych butelek, otwierania win i szampanów.

-Ej, masz ogień?

Zobaczyłam, że chłopak z mojego rocznika, którego kojarzyłam jedynie z widzenia trzyma jedną rękę na mojej talii, a w drugiej coraz mocniej ściska niezapalonego papierosa. Patrzył na mnie, lecz jego oczy nie mogły utrzymać się na wysokości mojego wzroku. Nagle się odwracał, by znów spojrzeć na mnie.

-Nawalony, to do domu!-usłyszałam głos Ewy, która trzymała jedną ręką pustą butelkę i zmierzała w naszym kierunku. Ewidentnie krzyczała do chłopaka, który wciąż mnie trzymał.

-Witaj, przybyszu z dalekich stron!-puścił mnie i ukłonił się w kierunku Ewy, która również dygnęła-Zatańczymy?

-Z przyjemnością.

Podbiegł do niej i ją podniósł. Niósł ją i nie zauważył, że teren w lesie nie jest za równy. Po chwili leżeli na ziemi. Nie wyglądali na osoby, które się tym przejęły. Co mnie zdziwiło-nie próbowali się podnieść. Dziewczyna ułożyła się na ramieniu chłopaka i wtuleni w siebie jakby zasnęli.

Ja i Klara stałyśmy wciąż oszołomione na brzegu lasu. Tak, takie rzeczy działy się przy wejściu. Byłam przerażona wizjami rzeczy, które dzieją się się parę metrów dalej.

-Ile tu jesteśmy?-szepnęła moja przyjaciółka.

Wyjęłam z tylnej kieszeni spodni telefon i spojrzałam na wyświetlacz.

-Siedem minut.

A mi już wystarczy wrażeń, dopowiedziałam w myślach. Pokiwała głową, wzięła głęboki wdech i zrobiła krok w przód. Zrobiłam to samo.

Poszłyśmy w kierunku, gdzie stały ławki drewniane. Siedziała tam mała grupka, około dziesięciu osób. Grali w butelkę. Tylko, że grali pełną butelką. Osoba, na której się zatrzymała mogła wziąć łyka. Odwróciłam wzrok.

-Miałyśmy umowę, pamiętasz?-zwróciłam się do Klary, która z szeroko otwartymi oczami wpatrywała się w nieotwarte jeszcze butelki położone na miękkiej trawie pod wysoką sosną.

-Oczywiście-uśmiechnęła się do mnie, udając, że nie wie o czym mówię.

Nagle zauważyłam Piątego. Stał przy grupce osób, która była jakimiś przewodniczącymi całego zajścia, tak mi się zdawało. Był ubrany w bardzo obcisłe rurki i sweter w norweskie wzory. Na udzie wisiał srebrny łańcuszek zawieszony na szlufkach spodni.

W tamtej chwili naszła mnie myśl, że nic tu po nas i powinnyśmy się stąd zmyć. Miałam już to powiedzieć mojej towarzyszce, ale nie było jej obok. Zobaczyłam, że pewien wysoki blondyn w granatowej bluzie przewiesił Klarę przez ramię i gdzieś ją niósł. Bardzo się przy tym śmiał. Chciałam od razu biec, by jej pomóc. W końcu byłam za nią odpowiedzialna. Ale ona była jeszcze bardziej roześmiana od nowego znajomego. Postanowiłam odpuścić moją akcję ratunkową, ale nie spuszczać jej z oczu.

Usiadłam pod drzewem, owinęłam się kurtką szczelnie i obserwowałam. Wszyscy postradali zmysły. Albo byli pijani.

-Pełno ludzi, a ciebie ciągnie do drzew.

Spojrzałam w górę i zobaczyłam Piątego, na którego twarzy widniał szyderczy uśmieszek. Nie spodziewałam się, że jest miły. Ale miałam nadzieję, że stara się zrobić chociaż dobre pierwsze wrażenie. Myliłam się.

Nagle usiadł koło mnie. Między nami była idealna odległość.

-Może wolałabyś się przejść? Czy pilnujemy drzew?

-Wolę ich pilnować-powiedziałam przyciskając plecy do spróchniałego pnia.

Kosmyk moich włosów opadł mi na oczy. Wyciągałam rękę z kieszeni kurtki, by go odgarnąć, lecz ręka chłopaka była szybsza.

-Nie wierzę!-zobaczyłam przed sobą Ewę, która ledwo trzymała się na nogach. Pociągnęła mnie za kołnierz kurtki i postawiła na nogach. Nagle lekko popchnęła-Jak mogłaś? Zabierasz swojej przyjaciółce miłość życia? Jak mogłaś? No jak?

Upadła na kolana i zakryła twarz dłońmi. Zaczęła ryczeć. Nie płakać, ale ryczeć. Krzyczała, biła rękami o ziemię, potem przewracała się na brzuch.

Dotknęłam ręką jej ramienia i powiedziałam:

-Nie jesteś załamana, tylko pijana.

Zobaczyłam Klarę która leżała na plecach na środku polany. Ręce miała przyklejone wzdłuż tułowia,' nogi złączone razem. Około sześciu osób rozpędzało się i przez nią skakało. A ta się tylko śmiała. Coraz ciekawiej, pomyślałam.

-Chodź kochana-podeszłam do niej i pomogłam jej wstać-chyba prześpisz się u mnie.

-Nie chcę iść!-wyrwała mi się i przytuliła do drzewa-Tu jest mój mąż.

Nie była pijana. Zaczęła się popisywać.

Udało mi się w końcu oderwać ją od drzewa, z którym planowała założyć rodzinę. Trzymałam ją mocno za rękę. Nagle zaczęłam być aż nadto spokojna. Opadła z sił. Można by nawet powiedzieć, że była jak smutny piesek z podkulonym ogonem. Czułam się jak jej mama. Posadziłam ją w autobusie i skasowałam jej bilet. Siedziałam obok niej i włożyłam jej jedną słuchawkę do ucha. Nie odzywała się do mnie. Nie dlatego, że była zła. Wiedziałam, że myśli na dzisiejszą imprezą.

Szłyśmy polną drogą od autobusu, w którym całe szczęście nie było wielu osób. Nagle wyrwała mi swoją rękę, która była do tej pory silnie spleciona z moją. Ukucnęła i założyła skrzyżowane ręce na klatce piersiowej.

-Przepraszam-mruknęła.

Usiadłam naprzeciwko niej i spojrzałam jej prosto w oczy. Nic nie mówiłam.

-Widziałam, że potrzebujesz pomocy z Piątym i Ewą.

Opuściła wzrok i głośno odetchnęła.

-Jesteś moją najlepszą przyjaciółką. Nieważne jak bardzo nabroisz, zawsze nią będziesz. A teraz chodź do mojego domku.

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz