Rozdział 64

1.4K 120 2
                                    

Ruszyliśmy dalej. Przed nami ukazał się ogromny, biały namiot, z którego wychodziło sporo osób. Ledwo się mieścili w drzwiach, które były stanowczo za małe. Roześmiani wchodzili na siebie, ale zdawali się tego nie zauważać.

-Alka rozmiar- usłyszałam głos Michała.

-Em... ja...

-Wszystkie trzy mamy trzydzieści dziewięć!- krzyknęła Klara, wciąż wpatrując się w błękitne oczy Luke'a.

Michał spojrzał na mnie wymownie, lecz zdobyłam się jedynie na nieśmiały uśmiech. Wziął Kamil pod ramię i poszli. Po chwili Kamil się mu wyrwał i mruknął, że zaczyna upodobniać się do Kanadyjczyka.

-Ej mała, jesteś tu?

Przede mną stanął Artur i zamachał mi swoją dłonią, ubraną w czerwoną rękawiczkę w beżowe reniferki. Uśmiechnął się i włożył rękę rękę do kieszeni, zauważając, że zbyt długo przypatrywałam się jego rękawiczce, która nie pasowała do wizerunku poważnego, dorosłego chłopaka, jaki starał się stwarzać.

-Jestem, jestem- odpowiedziałam.

-Wszystko dobrze?

-Tak- odparłam.

Przed drzwiami stali już wszyscy oprócz nas i wołali do nas, abyśmy podeszli. Gdy tylko to zauważyłam, pociągnęłam Artura i podeszliśmy bliżej.

-To wchodzimy!- krzyknęła z entuzjazmem i otworzyła drzwi.

Nadal trzymałam się z tyłu, nadal z Arturem. Szliśmy w równym tempie. Stykaliśmy się ramionami.

-A jesteś szczęśliwa?- wyszeptał.

-Słucham?- zapytałam, pomimo że doskonale usłyszałam pytanie.

Widocznie przejrzał mój plan i postanowił nie odpowiadać. Troszkę się speszył, lecz robił wszystko, abym nie zauważyła lekko zaczerwienione policzki.

-Jestem- odpowiedziałam.

Dalej szliśmy w milczeniu. Po chwili podszedł do mnie Kamil i wręczył mi parę łyżew. Spojrzałam na niego niepewnie i powoli wyciągnęłam rękę.

-Nie mów, że się boisz- roześmiał się- Nie każemy ci skakać z trzydziestego piętra!

-Kamil! Jeszcze raz o tym wspomnisz, to naprawdę za siebie nie ręczę!

Wzięłam łyżwy i oddaliłam się, siadając na ławce. Zsunęłam ze stóp kozaki. Cała zadrżałam, gdy zimne powietrze otuliło moje stopy. Szybko włożyłam je i zaczęłam sznurować. Dosiadł się do mnie Artur. Sam odwiązywał dopiero sznurówki swoich butów.

-A ty?- zapytałam.

Lekko zmieszany, zaczął szybciej odwiązywać, lecz nie wychodziło mu to zbyt dobrze. Palce zaczęły mu się plątać.

-Jestem- odpowiedział.

Usiadła obok mnie Lili, lekko przysuwając mnie do chłopaka. Pierwszy raz w życiu czułam jakby było to minimalnie niezręczne. Odsunęłam od siebie tę myśl. Artur mógł być moim wrogiem, w którego rzucam wszystkim, co pod ręką, wyzywam albo przyjacielem, który mnie uspokaja. Nikim innym.

-Daj dziecko, bo nigdy tego nie zawiążesz.

Lili usiadła na ziemi i zaczęła ściskać moją drobną łydkę.

-Za mocno!- pisnęłam.

-Nie wydaje mi się!

-Lili...

-Przestań marudzić- skarciła mnie i przeniosła swoje dłonie na drugą stopę- Wiesz, wczoraj mój kot, strącił tego aniołka z szafki przy łóżku.

-Naprawdę?

-Tak. I aniołek nie ma głowy.

Roześmiałam się, co spotkało się z dezaprobatą Lili. Artur słuchał dokładnie o czym mówimy, ledwo powstrzymując się od śmiechu.

-Nadal jest piękny.

-Myślę, że tak.

Wstałam z miejsca. Trzymając jedno ramię Lili, a drugie Michała, który postanowił prowadzić, szłam bardzo pokracznie. Starałam się unosić głowę wysoko, by wyglądać na pewniejszą siebie. Ale przede wszystkim dlatego, by nie widzieć jak co chwilę się potykam.

-Kto wchodzi pierwszy?- zapytałam.

Michał odwrócił się i spojrzał na mnie pytającym wzrokiem.

-Nie, nie, nie! Nie ma mowy!

Zaczęła zapierać się rękami i nogami. Sztywno chwyciłam się barierki.

Nagle poczułam silne dłonie oplatające mnie w talii i odrywające od ścianki, której się kurczowo trzymałam. Zacisnęłam oczy, by nie widzieć własnej porażki.

-Alka, wszyscy już jeżdżą- Michał wciąż mnie trzymał, lecz nie był zirytowany- Nie puszczę cię, spokojnie.

Lekko rozluźniłam swoje mięśnie i pozwoliłam się wprowadzić na lód. Cała paczka, uśmiechnięta od ucha do ucha, stała swobodnie na lodzi i patrzyła na moje pokraczne ruchu.

Po chwili się potknęłam, na co wszyscy zareagowali donośnym śmiechem, co wzbudziło zainteresowanie pojedynczych łyżwiarzy.

-Pierwsze potknięcie z głowy, teraz już z górki- zachichotała Klara, którą Luke wciąż trzymał za rękę.

Jak miała się potknąć, jeśli ten chłopak trzymał ją tak kurczowo, że ledwo się ruszała? To jest niesprawiedliwe. Zrobiłam kolejny krok, lecz zamiast odstawić jedną stopę na lodzi, podniosłam od razu drugą, co poskutkowało pochyleniem się maksymalnie do przodu. Oparłam się o Lili, która zdezorientowana nie zdążyła mnie przytrzymać i poleciała na Klarę. Klara natomiast, tak mocno ściskała dłoń swojego chłopaka, który również był zaskoczony całą sytuacją i upadł na ziemię. Wszyscy leżeliśmy na ziemi. Ja na brzuchu, Lili też. Klara na Luke'u. Kamil uderzył Artura ramieniem w brzuch podczas upadku, na co ten zgiął się w pół i ukucnął. Nie utrzymał równowagi, więc po chwili leżał na plecach.

-Dlaczego ja tego nie nagrałem?- za[ytał roześmiany Michał, który jako jedyny stał na nogach- Aż mnie brzuch boli ze śmiechu. Ratunku!

Śmiał się tak głośno, że sama zaczęłam się śmiać. Dołączyła do mnie Lili.

Oh, teraz śmialiśmy się wszyscy. Łapaliśmy się za brzuchy, które od napięcia mięśni zaczęły nas boleć. Poczułam, że twarz mi drętwieje.

Nagle Michał położył się obok nas wszystkich na brzuchu.

-Jak wszyscy, to wszyscy. Ja tylko poudaje pokrakę.

Któryś z chłopaków walnął go w ramię.

Nasze stopy się poplątały.

-Nie wiem kogo to noga, ale może ją zdjąć z mojej? Bo strasznie mnie to boli-zawołałam.

-Możliwe, że moja- odezwał się Artur.

-To kaskaderki coś w ogóle boli?-zapytał Kamil.

Opadłam bezsilnie do tyłu i na swojej drodze napotkałam brzuch Michała. Po prostu było to takie wygodne, że odprężyłam wszystkie swoje mięśnie. Zapomniałam o wszystkich odgłosach rozbawienia i przymknęłam oczy. Poczułam przyjemy zapach perfum, który dodatkowo mnie uspokoił. Tak, to ja mogę jeździć na łyżwach.

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz