Rozdział 121

816 89 3
                                    

śmieszy mnie ten rozdział idk

Stałam pod drzwiami domu Artura z podręczną walizką za plecami. Spakowałam do niej tylko niezbędne rzeczy. Nie wzięłam żadnych zeszytów, podręczników. Była już wiosna, więc lekcje były bardzo spokojne i mało wymagały od uczniów, gdyż nauczyciele byli myślami daleko tam, gdzie tylko dosięgały promienie słońca. Mój tata podwiózł mnie pod mój nowy dom, pędząc gdzieś jeszcze dalej. Gdy o to pytałam, oburkiwał jedynie, że musi odwiedzić rodzinę w Czechach.

            Jeszcze parę dni temu stałam dokładnie tak, jak stoję teraz pod drzwiami Miśka. Mojego małego Miśka, który z dnia na dzień stał się jedynie członkiem popularnego zespołu. Mogłam być jedynie fanką, ewentualnie byłą dziewczyną. To tak banalnie brzmi, prawda? Była dziewczyna. Były chłopak.

            Powoli się ściemniało, gdyż słońce chyliło się ku zachodowi, zostawiając na niebie czerwone promienie, który rozciągały się nad horyzontem. Marzyłam o tym, by ubrać się w za dużą bluzkę Michała, która leżała przez dłuższy czas w jego szafie i przesiąknął tym charakterystycznym zapachem. Może to się robiło trochę chore, fanatyczne. Ale zbiór myśli sprawiał, że wariowałam.

            I nie docierało do mnie, że nic z poprzedniego życia nie przetrwało do dnia dzisiejszego. Nic w tej chwili nie posiadam. Zaczynam od nowa. Nie, nawet nie mam siły, by zacząć. Dryfuję.

            Sam Artur otworzył mi drzwi. Zdawał się być lekko zakłopotany, a na jego policzkach widniały delikatne rumieńce, które w normalnych warunkach uznałabym za słodkie. Ale jak już wspomniałam, w moim życiu nie było śladu życia. Chyba domyślał się co się ze mną dzieję. Nic nie mówił. Jedynie objął mnie ramionami i mocno do siebie przygarnął. Doceniałam ten gest. Chciał jak najlepiej. Ale wydawał się taki obcy. Nie miałam serca go odepchnąć, lecz to właśnie serce rozrywało się, gdy docierało do niego, że to nie te ramiona, co powinny. Potarł moje włosy i spojrzał mi głęboko w oczy. Pokiwał jedynie głową i poprowadził do swojego pokoju.

            Bywałam w nim jako małe dziecko. Wiele się nie zmieniło. Wciąż ten sam kolor ścian i te same poduszki na łóżku. Obok łóżka leżał materac przykryty granatową, matową pościelą z białą poduszką. Usiadłam na jego skraju, nie rozglądając się nigdzie.

            -Artur, ja przepraszam- wyjąkałam cicho- Mój świat po prostu…

            -Runął- przerwał mi i odwrócił się do szafy- Ale będziesz spała pod solidnym dachem, między solidnymi ścianami i nic ci nie grozi. Teraz jesteś tu ze mną.

            Uraziło mnie trochę jego bezpośrednie podejście. Jednak jedno gorzkie słowo jakoś szczególnie nie pogorszyło mojego stanu. Czy on w ogóle mógł ulec pogorszeniu? Rzucił we mnie bluzką z długim rękawem w rozmiarze tak dużym, że zmieściłabym się w niej razem z siostrą.

            -Pójdę ci zrobić herbatę, a ty się ubierz- mówił, nawet na mnie nie patrząc- A potem wskakujesz pod kołdrę i myślisz jak najszybciej zasnąć.

            Zrobiłam tak jak powiedział. Jednak nie wiedziałam czy mam spać w jego łóżku czy na materacu obok. Postanowiłam usiąść na skraju łóżka i poczekać na chłopaka. Wydawał mi się inny. Jakby liczył na coś z mojej strony, jednocześnie wiedząc, że na nic liczyć nie może.

            Nie oszukujmy się. Stare uczucie nie wygasa tak łatwo, a gdy go zobaczyłam, serce podskoczyło wysoko, zatrzymując racjonalne myślenie. Po chwili ułożyłam głowę na kołdrze, która pachniała Arturem. Przypomniały mi się chwile, gdy kładł się ze mną wieczorami, a jego równomierny oddech mnie usypiał. Zapomniałam o starym domu, którego pewnie nigdy w życiu nie zobaczę. Nigdy nie wrócę. Myślałam o tym, że jestem bezpieczna.

            Drzwi pokoju uchyliły się. Usłyszałam jedynie ciche westchnięcie, po czym silne ramiona podniosły mnie ku górze. Nie wiem jak, ale chyba nogą, Artur odgarnął kołdrę i ułożył mnie w swoim łóżku. Poczułam chłód. Moja koszulka się podwinęła ukazując skrawek brzucha, Pospiesznie ją obciągnął i przykrył mnie aż po samą brodę. Myślałam, że sobie pójdzie. W końcu słońce nie zdążyło nawet zajść. Musiało być wcześnie. Ten jednak przycupnął przy mnie i wyszeptał:

            -Alka, mam nadzieję, że śpisz- zaśmiał się nerwowo- Muszę ci to powiedzieć. Widzę jak znikasz. Jesteś o połowę chudsza niż wtedy, gdy ostatnio cię widziałem. Nie możesz przejmować się Michałem. Domyślam się, że to o niego chodzi- zawiesił głos na chwilę, by odgarnąć kosmyk niesfornych oczu z mojego czoła- Nie mogę go oceniać. Sam cię bardzo zraniłem. Nie wyobrażasz sobie jednak jak bardzo zraniłem siebie. Tak bardzo tęskniłem- przybliżył policzek do mojego i potarł nosem o zagłębie mojej szyi- Nie zostawiaj mnie, proszę.

            Zacisnęłam mocniej oczy. Najchętniej rzuciłabym się na niego i przyciągnęła najbliżej jak tylko mogę. Czy to możliwe, że wciąż go kochałam? Czy mogłam kochać dwóch chłopaków jednocześnie?

trochę taka telenowela, co? +zapraszam na Black Coffee Story!:))

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz