Rozdział 89

1K 96 1
                                    

                Następnego dnia, wciąż nie mogąc wyrzucić z głowy słów Artura, postanowiłam mile spędzić sobotę.  Pomimo tego, że wciąż uważałam, że nie powinniśmy się tak łatwo poddawać, wiedziałam, że po części ma rację. Po co mam wybiegać daleko, gdy pod nosem mam wszystko, czego mi potrzeba.

            Dzisiaj idziemy całą paczką zrobić zakupy. Podczas naszej wczorajszej grupowej rozmowy telefonicznej (to znaczy zadzwoniłam do Klary, obok której był Luke i do Lili, która była z Kamilem, a po jakimś czasie dołączył się do nas Michał) ustaliliśmy, że potrzebujemy ubrań. Protestowałam, gdy dziewczyny oznajmiły, że albo idziemy razem, albo nie idziemy w ogóle. Jednak nie miałam najmniejszych szans na wygraną, więc odpuściłam sobie.

            Wszyscy doskonale zdawali sobie sprawę, że nie jest to wszystko dla mnie łatwe. Próbowałam chować uczucia pod uśmiechem, ale dziewczyny znały mnie zbyt dobrze. Nawet zaślepione swoimi nowymi towarzyszami, widziały jak bardzo jest ze mną nie tak.

            Stałam pod wejściem do galerii, oczekując jednej z pięciu znajomych sylwetek. Rozglądałam się nerwowo, bo chłód otulił moje zmarznięte dłonie. Zapomniałam rękawiczek. Klasyk.

            -Alka!- usłyszałam swoje imię, odwróciłam się i ujrzałam Klarę i Lili- Cześć!

            Zdziwił mnie fakt, że przyszły razem. Ale nie pytałam, tylko mocno je uścisnęłam i zapytałam pospiesznie:

            -Gdzie reszta?

            -Też chciałabym wiedzieć- westchnęła jedna z dziewczyn, a po chwili zaczęła chaotycznie machać rękami- Luke!

            Trójka chłopców podeszła do naszej trójki. To było takie automatyczne, że stanęli naprzeciwko nas. Od razu było wiadome kto wita się z kim pierwszy. Musnęli nasze policzki w jednakowym momencie. Następnie przesunęli się o jedno miejsce i zrobili to samo. I powtórzyli trzeci raz.

            -Witam kaskaderkę- przede mną stał uśmiechnięty Kamil z czerwonym szalikiem owiniętym wokół szyi- Jak tam zdrowie?

            -Dobrze, dziękuję.

            Posłał mi podejrzliwe spojrzenie, po czym podszedł do wejścia i przekroczył próg równo ze mną. Skierowaliśmy się do pierwszego sklepu, nie zastanawiając się gdzie zgubiliśmy resztę paczki.

            -Jak tam z Lili?- zagadnęłam.

            -Wiesz, że obydwoje jesteśmy nieśmiali- wzruszył ramionami- Ciężko idzie. To znaczy, bardzo powoli. Ale im dłużej to się ciągnie, tym jestem pewniejszy, że zmierzamy w dobrym kierunku.

            -Też myślę, że to dobry kierunek.

            -A Lili?

            -Co ja?-zza moich pleców wyskoczyła blondynka i stanęła obok chłopaka- Ja jestem!

            Spojrzałam na nią z uśmiechem, dając jej wyraźny znak, by nie drążyła tematu. Kamil stał przy jednym wieszaku i gorączkowo próbował znaleźć coś dla siebie. Zmarszczył brwi i patrzył na kolejne bluzki z coraz większym zawiedzeniem w oczach.

            Podeszłam do ogromnej sterty ciuchów, gdzie leżały same koszule w kratkę. Nie były ułożone, złożone czy uporządkowane. Po prostu ktoś rzucił na ten stół wszystko, co było w kratkę z całego sklepu.

            Chwyciłam w dłonie brązową koszulę, której kratka była kremowa. Wyglądało to pospolicie, jednak nigdy w życiu nie widziałam kraty połączonej z takich kolorów. Uśmiechnęłam się, bo od razu wyobraziłam sobie w niej Michała. Rozejrzałam się po sklepie w poszukiwaniu przyjaciela.

            -Alka!- ktoś machnął mi ręką przed oczami- Znalazłem cos dla ciebie!

            Tak to jest, że to, czego szukamy najczęściej jest tuż pod naszym nosem. Zachichotałam, gdy zauważyłam, że zielonowłosy stoi przede mną i szeroko się uśmiecha. W dłoniach trzymał identyczną koszulę jak ta, którą ja miałam w swoich dłoniach.

            -Ja też znalazłam coś dla ciebie.

            Chwilę patrzyliśmy na siebie ze zmarszczonymi brwiami, a po chwili roześmialiśmy się serdecznie. Wyobraziłam sobie nas leżących na kanapie w takich samych koszulach za parę lat. Zmęczone twarze po studenckich imprezach (wersja dla rodziców: za dużo egzaminów, uczę się całymi nocami), kolejny kubek mocnej kawy w dłoni i zawinięte nogi w koc, a w ręku podręcznik.

            Nie pytając o więcej, ruszyliśmy w kierunku kasy. Przy okazji znalazłam prześliczną bransoletkę, która leżała w małym koszyku i przysięgam, że mnie wołała! Nie mogłam jej tak zostawić na pastwę losu, rozumiecie?

            Postanowiliśmy we dwójkę się chwilowo odłączyć i usiąść na ławce, nikomu nie przeszkadzając, a szczególnie reszcie paczki w wybieraniu nowych ubrań. Nie wiem co mnie tak zmęczyło, ale moje nogi odmawiały kompletnie posłuszeństwa, a fakt, że musiałam trzymać torbę w ręku, tylko mnie jeszcze bardziej męczył. Mój towarzysz patrzył na mnie zdziwiony i powstrzymywał się od zadania pytania typu księżniczka wraca karocą z ośmioma czy dwunastoma końmi?

            -Odzywał się od wczoraj?- spytał Michał i odciągnął mnie od analizowania mojego jakże ciężkiego losu.

            -Nie- w moim głosie nie było żadnych emocji- I nie będzie.

            Nie miałam zamiaru teraz płakać czy robić z siebie jeszcze większej księżniczki, która bardzo cierpi. Tak naprawdę moje problemy w porównaniu z problemami niektórych ludzi w moim wieku zasługiwały po prostu na wybuch śmiechu. Miałam tego świadomość, więc tylko powtórzyłam sobie w myślach, że tak będzie lepiej. Dużo lepiej. Żaden chłopak nie powinien mieszać mi w głowie, gdy przede mną stoi wybór liceum i zdanie egzaminów, które swoją drogą będą za dwa miesiące.

            -To kiedy zakładamy koszule?- zagadnęłam, by odwieść naszą dwójkę od rozmyślań nad Arturem- Może na wasz koncert?

            -Świetny plan- uśmiechnął się.

            -A Misiek…

            Nie było mi dane dokończyć, gdyż ze sklepu wybiegli, dosłownie wybiegli, nasi towarzysze z dużymi siatkami w rękach. Wszyscy coś krzyczeli, no może oprócz Lili, która z dumnie podniesionym podbródkiem powoli za nimi podążała. W pierwszej chwili skojarzyło mi się to z jakimś plemieniem indiańskim, które jak co tydzień obchodzi swoje święto, krążąc wokół ogniska i śpiewając. Zero choreografii, jakiegoś zgrania. Dobra, może Indianie i choreografia to lekka przesada, ale w każdym razie udało im się ściągnąć uwagę przechodniów na naszą szóstkę.

            Próbowałam się kręcić i wiercić, jakbym wypatrywała kogoś, z kim jestem umówiona, by nikt nie wziął mnie za ich znajomą, lecz po chwili usiadł obok mnie Kamil i powiedział:

            -Kaskaderki są szybkie, tak jak myślałem.

            -Brawo- mruknęłam ironicznie, puszczając mimo uszu nazwanie mnie kaskaderką- Wszystko kupione?

            -Tylko niezbędne rzeczy- odpowiedziała Klara.

            -Niezbędne? To wygląda na wykupienie całego sklepu!- zakpił Michał i puścił do mnie oczko

Witamy w gimnazjum/5sos ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz